A co jeśli miłość nie jest tym czym myślimy, że jest?
Kiedy widywałam się z psychoterapeutą, wpojono mi, że dorośli ludzie nie mogą kochać bezwarunkowo. Bezwarunkowo kochamy tylko nasze dzieci. Jako dorosłe, zdrowe jednostki mamy prawo mieć potrzeby i oczekiwania i dobieramy partnera tak, żeby się wraz z nim realizować. Rozumiem to jako skrót myślowy, który mówi nam, że posiadanie męża alkoholika, który nas napierdala, ale „niesienie tego krzyża” to nie jest najlepszy pomysł. Mamy pełne prawo wybrać relacje dobre dla siebie, takie które będą nas wspierać, a nie ciągnąć w dół. Tyle z teorii praktycznej. Teraz część duchowa.
Wiem, że często używam wulgaryzmów i nie wszystkim musi się to podobać. Ja jednak jestem zadziorną kobietą. Niech to miejsce nie będzie gazetą. Niech nie będzie akademicką broszurką. Niech nie będzie też świętoszkowate. To mój jednoosbowy, internetowy zin, dla rogatych, nieposłusznych i mało dbających o maniery. Możemy się tak umówić? Chciałabym, żebyś się na to zgodziła, bo dziś będę pisać o miłości przez odpierdolenie się.
MIŁOŚĆ NIE JEST TYM, ZA CO JĄ UWAŻAMY
I potrzeba wiele odwagi, oparcia w sobie i dojrzałości, żeby to zobaczyć (tego nie trzeba rozumieć). Żeby spostrzec, że najwyższym przejawem miłości do drugiego człowieka jest paradoksalnie… odpierdolenie się od jego majestatycznego jestestwa. Jako kobiety mamy w Polsce przekaz, że osoby, które kochamy, że hmm… powinniśmy nimi zarządzać. Negatywnym przykładem może być próba zmiany partnera, rodziców, rodzeństwa, dziecka, przyjaciółki. „Gdybyś była grzeczna to…” albo „kochanie rzuć palenie/koszykówkę/zacznij nosić koszule”. Wielki PROJEKT ZMIANA. Wydaje się nam, że pozytywnym przykładem kochania-zarządzania jest naprawianie. Szczera chęć pomocy komuś w jego „trudnej sytuacji życiowej”. Chęć obdarowania kogoś, poprawienia mu szalika, nakarmienia go, uratowania. Co w tym złego, spytacie? A, kilka rzeczy.
1 Ratowanie i uleczanie kogoś zakłada, że jesteśmy wyżej. Zakłada, że ta osoba nie jest kompletna i nie ma wszystkiego co powinna mieć, żeby móc sobie pomóc. To trochę upupianie. Ta osoba, osoba którą kochasz ma absolutnie wszystko czego potrzebuje i jest idealna taka jaka jest.
2 Ratowanie innych to świetny sposób, żeby nie zajmować się sobą. I wychodzi z tego słodkie pato pt „prowadził ślepy kulawego”. Nie dasz nikomu czegoś, czego sam nie masz. Mój ukochany przykład to osoby niezadowolone z życia, ratujące osoby z depresją (byłam tam!).
Nie mówię, że nie należy dawać. Mówię tylko, że należy skoncentrować uwagę na sobie. Siebie naprawiać. Siebie uleczać. Siebie kochać. A co zrobić z tą drugą osobą? CZULE TOWARZYSZYĆ. Nie naprawiaj kochanych osób. Po prostu bądź obok i trzymaj za rękę, podczas kiedy one same siebie naprawiają.
Kiedyś dziadek Osho, powiedział do niego „Wiem, że postępujesz słusznie. Wszyscy mogą ci mówić, że robisz źle, ale nikt nie zna twojej sytuacji. W twojej sytuacji możesz decydować tylko ty. Rób to, co czujesz, że jest słuszne. Ja będę cię wspierał. Tak samo kocham cię, jak i szanuję.”
Dla mnie miłość nie może istnieć bez szacunku. Ja po prostu zajmę się sobą, a Ty zajmij się sobą. Jeśli nam po drodze, idźmy razem. Jeśli nie – szanuję Twoją drogę i to co dla siebie wybierasz i będę Cię kochać z daleka. Moją intencją nie jest zmiana Ciebie, ani zlanie się w jedno. Ty masz swoją drogę, ja kroczę swoją. Nie musimy się zgadzać, nie musimy być homogeniczni, musimy się tylko szanować. Nie potrzebujemy siebie, ale jeśli mamy coś do podarowania sobie nawzajem, z czystej radości dawania, dajmy to. Spędźmy razem czas. Może miesiąc. Może tydzień. Może życie. Inspirujmy się, ale na siebie nie wpływajmy. Bądźmy siebie ciekawi. Cieszmy się bliskością emocjonalną i fizyczną, ale nie próbujmy siebie posiadać.
To moim zdaniem najpiękniejsze wyznanie miłosne. Najczystsze. I trudne, bo nagle miłość nie ma nic wspólnego z gwarancją, ze stabilnością, z obietnicą. Nagle nie jesteś tu po to, żeby spełniać moje oczekiwania i zaspokajać moje potrzeby, ani rozwiązywać moje problemy. Po prostu jesteś. Dla siebie i swojego życia. A to oznacza, że muszę mieć mocne oparcie w sobie, bo Ty mnie nie uratujesz. Muszę być piękna dla siebie. Muszę być odważna i żyć po swojemu, nawet gdyby przez to, nasze drogi się rozeszły. Ale jeśli będę to potrafiła, będziemy iść koło siebie w prawdzie. Bez uzależnień. Bez emocjonalnych jazd. Z czystym zachwytem w sercu. Bo ani Ty, osobo, którą kocham, ani ja, kochana, nie należymy do siebie i nie jesteśmy dla siebie, a mimo to zachwycamy się sobą i traktujemy to spotkanie jako podarek.
Napisałam też ostatnio, że:
Im jestem starsza, tym łatwiej przychodzi mi kochanie. Niektórych świat rani, a każdą ranę pokrywa gruba blizna, która znieczula czucie. U mnie jest na odwrót. Im więcej przeżywam, tym łatwiej jest otworzyć mi się na to co niesie ze sobą świat. Lubię mówić na głos słowa aprobaty. Kocham Twoją twarz. Twój nos. Tembr Twojego głosu. Albo – jesteś moją ulubioną osobą. Zawsze podziwiałam sposób w jaki sobie radzisz z tym co przynosi życie. Podoba mi się jaka jesteś zorganizowana. Imponuje mi z jak niesamowitą czułością odnosisz się do swoich dzieci. I tak dalej. Kiedyś kończąc przyjaźnie albo miłości musiałam znienawidzić ludzi, żeby móc ruszyć dalej. Dziś nie. Dziś w nieskończoność potrafię mówić co mnie w nich porusza, życzyć im wszystkiego najnaj i puszczać w świat dalej. Moje serce jest klaserem, nie zbieram w nim znaczków. Zbieram w nim piegi, blizny, uśmiechy i zmarszczki osób, które kocham. Zbieram ich słowa i cechy charakteru. Mam nadzieję, że nigdy nie zabraknie mi kartek.
28 komentarzy
Bardzo piękny manifest o miłości
Genialny post. Musiałam go czytać kilka razy zeby zapamietać 🙂
a ja się nie zgadzam 🙂 to że komuś poprawiasz szalik nie znaczy że się wywyżaszam i ktoś nie jest idealny jaki jest. Przede wszyskim nie ma zeczy i osób idelnych. A po drugie jakbym miała ptasie gówno na głwie to tak samo kurwa wolałabym żeby facet mi powiedział o tym i tak samo się zatroszczę o moich bliskich. proste. dbam o kogoś i tak samo oni dbają o mnie. i ja jestem za to wdzięczna, nie uważam się przez to gorsza czy coś. Bardzo nadinterpretujesz. Ale już to zauważyłam tu na blogu że lubisz zrobić z jakiejś małej rzeczy mega problem i rozstrząsasz.Nigdy bym nawet na to nie wpadła, i nie dlatego że nie mam dystansu do życia, tylko dlatego że mam co robić i nie zastanawiam się nad każdą minimalną pierdołą w skali xxxl. Dobrze, że ja nie mam takich problemów.;)
Wiolu – ależ ja celowo przejaskrawiam, żeby wyłuszczyć sedno. Mimo to – jeśli cieszysz się, że nie masz takich przemyśleń – lucky you 🙂 Dla każdego działa coś innego, mnie cieszy moja droga.
Ja chyba do końca nie rozumiem tej teorii? Chyba wolę być z kimś,a nie tylko obok kogoś. Lubię dbać o swoich bliskich,lubię tworzyć rodzinę. O siebie tez lubie dbać,ale Oni są dla mnie tak samo ważni jak ja 🙂 Nie wiem,czy jest szansa stworzyć jakąś trwałą relację z takim podejściem o jakim piszesz. Chyba,że źle to wszystko zrozumiałam. KasiaJ
KasiaJ – jakbym miała to opisac w jak największym skrócie – każdy ma swoją drogę i można co najwyżej starać się by były równoległe. Ale możesz kochać męża i dzieci pozwalając im być w 100% sobą, nie próbując ich dopasować do swojej wizji rodziny i związku, nie? To nie oznacza nie dbania. To dość buddyjskie podejście i niestety no, na blogasku mogę tylko kogoś nim zaciekawić, dac do myślenia, wkurzyć, ale nie da się całego doświadczenia, lektur, rozmów i przemyśleń przelać w posty.
To jedynie zachęta do zajrzenia w siebie lub poszukania dalej 🙂 Stąd posty czasem mocno przejaskrawione i poszturchujące.
Chyba dbanie o kogoś na co dzień myli się niektórym ze zbawieniem kogoś i „naprostowywaniem’ go, oczywiście według naszej definicji prawidłowości. Oczywiście, że poprawię ukochanemu szalik, jak widzę, że chodzi jak panisko z gołą klatą przy -20 stopniach i będzie zaraz chory 😛 I wiem, że ta osoba też mi naciągnie czapkę na uszy, bo wie, że zaraz zacznę chodzić zasmarkana. Ale jeśli mam poważny problem wewnętrzny, to ten ktoś nie jest terapeutą i nie jego rolą jest mi w nim pomagać. Sama muszę sobie pomóc. I to samo w drugą stronę.
Nie oznacza to, że jak będę zimą wychodzić na terapię to nie naciągnie mi tej czapki na łeb, a potem jak wrócę zmarznięta to nie przytuli i nie zrobi herbaty. Można o kogoś dbać, można obok kogoś być i go wspierać, ale bez włażenia mu na jego emocjonalny dywanik. Warto zauważyć różnicę i przemyśleć w kontekście swojej historii. To jest chyba najtrudniejsza rzecz w tym całym bałaganie co się związkami z ludźmi zowie, tak myślę. Ale warto jak diabli nad tym pracować. Bo się inaczej tworzy jakaś chora sytuacja uzależnienia pomieszana z zależnością i nie wiadomo czym jeszcze.
W sensie popieram co autorka napisała 😉
Piszę to ja, która tak ludzi zmieniała, urabiała, cudownie wszyscy się temu poddawali, a potem trach, trafiła kosa na kamień i jej się oczy otworzyły. Na dodatek to wyczerpujące do tego stopnia, że się potem leży z twarzą na asfalcie.
Praca nad sobą to niekończąca się droga. Kurde, czy to nie jest w tym kąsku-życiu najsmaczniejsze?
Inspirujmy się wzajemnie, ale nie pożerajmy, dajmy oddychać. W miłości, w przyjaźni, zawsze. I uśmiechu trochę, uśmiechu! 🙂
https://blimsien.com/sciezka-serca-rozdzial-piaty-kochanie-przez-odjebanie/
Na przekór mamie, która mówiła, że facetowi trzeba dać potomka, ciepły obiad i wyprasowaną koszulę, swojemu daje święty spokój i dobrze na tym wychodzę. 🙂
Fuxluks – właśnie to autorka miała na myśli. Piąteczka!
Zgadzam sie z Toba w calej rozciaglosci, z jednym zastzrezeniem. Otoz w momencie gdy sie zakocham troche te moje madrosci biora w leb. Nie bez powodu psychiatrzy uwazaja stan zakochania za psychoze. U osob zakochanych dochodzi do takich zmian na poziomie biochemicznym, hormonalnym czy emocjonalno-poznawczym, ze troche im odbija. Ja przynajmniej tak mam, a na pewno w tym pierwszym okresie. A Ty, znasz to? Jestes w stanie byc taka rozsadna w ostrej fazie zakochania? Ja nie!Stety albo niestety 🙂
BTW bardzo madry ten psychoterapeuta. Moze jakies namiary podasz? 😉
Ewka – wiadomo, że na sucho działa to inaczej niż w praktyce. Ale w tym roku praktykuję to i w ostrych stanach zakochania. Jest okejka, choć huśtawka od kochania dojrzałego przez wszystkie odcienie psychozy i wkrętek hehe
Powaznie pytalam o namiary na kogos sensownego od glowy. Mozesz na priv jesli nie chcesz tutaj. Bede wdzieczna
Mniej więcej wiem o co chodzi. Czytam Osho. Bardzo czesto wracam do Jego „Księgi Dzieci”. Ona właśnie w całości jest poświęcona temu że najlepszą metodą wychowawczą jest danie swoim dzieciom swobody,luzu. Obserwować z boku,nie wtrącać się…Pamiętam o tym,ale życie codzienne jest tak dalekie od tych teorii 🙂 KasiaJ
Danie dzieciom zbyt dużo luzu prowadzi do zagubienia i bierności (moim zdaniem, z perspektywy byłego „wyluzowanego” dziecka). Z podejściem do miłości też się nie zgadzam. Większość ludzi chce jednak zbudować wspólny mały świat, niż samolubnie dążyć jedynie do zaspokajania własnych pragnień.
Anonimie – dlaczego nie budować wspólnego małego świata dzieląc się i dając, ale dając bo mamy, możemy i mamy wielką chęć dać, a nie bo trzeba, bo tak to działa, bo tak należy?
I co w sytuacji kiedy my chcemy komuś dawać,a ten ktoś wcale nie ma ochoty brać?
Opisany przeze mnie pomysł nie opiera się wbrew pozorom tak bardzo na realnych czynach. Bardziej jest to przemodelowanie głowy.
Anonimus-ja ten luz i swobodę bardziej rozumiem jako nie organizowanie dzieciom kazdej godziny zycia. Niech sie trochę ponudza,to zmusza do myślenia i konmbinowania co by tu zrobic ze swoim wolnym czasem. Uczy samodzielnosci i podejmowania wlasnych decyzji. Niech się bawią pół dnia poza domem ze znajomymi, jeżdżą na rowerach, robią coś między sobą. W ogóle się wtedy nie wtrącam,nie sprawdzam, nie wołam do domu. Wiadomo,ze muszą tez miec swoje obowiązki,muszą przestrzegać ogólnych zasad- w koncu tak samo jak ja i mąż żyją z Nami we wspólnym domu i zeby było dobrze każdy musi się trochę nagiac i współpracować.
W takim razie nie zrozumiałam tego komentarza o dzieciach,w moich czasach poza obowiązkiem szkolnym, dzieciom nie organizowano każdej godziny,stąd mój komentarz,bo myślałam, że chodzi o zasady, przekazywanie wartości, wskazówki dotyczące życia itp.
Jeśli ktoś nie chce brać, ma do tego prawo, ale z wpisu wywnioskowałam, że mamy nie dawać, chyba że ktoś o to poprosi. Skąd więc ta osoba ma wiedzieć,że w ogóle to abstrakcyjne coś jej oferujesz?
Jeśli miłość cię zawoła – podążaj za nią śmiało,
choć jej drogi są trudne i strome.
A gdy rozpostrze swe skrzydła – ulegnij,
nawet, jeśli miecz, który skrywają jej pinie miałby cię zranić.
A kiedy mówi do ciebie – dotrzymaj jej wiary,
nawet, jeśli jej głos rozrywa twoje marzenia jak wiatr północny pustoszący ogród.
Miłość może nałożyć ci koronę albo cię ukrzyżować. Pragnie twego rozkwitu, lecz również nadaje ci kształt.
Wspina się wysoko by pieścić twe najdelikatniejsze gałęzie, które drżą w słońcu, ale także zniża się do twych korzeni i wstrząsa nimi by nie przylegały zanadto do ziemi.
Zagarnia cię do siebie jak łan kukurydzy.
Zdejmuje twe łupiny do zupełnej nagości.
Oddziela twe ziarno od plew.
Ściera cię do białości.
Ugniata aż do uległości.
A następnie wkłada cię do swego świętego ognia i czyni cię uświęconym chlebem na boską uroczystość.
Wszystko to miłość powinna uczynić abyście poznali sekrety swego serca i dzięki tej wiedzy stali się częścią Serca Życia.
Lecz jeśli się lękacie i pragniecie jedynie spokoju i przyjemności, które miłość daje,
lepiej okryjcie swą nagość i oddalcie się od tej twardej ziemi do mdłego świata gdzie będziecie się śmiać, lecz nie pełnią śmiechu i płakać, lecz nie pełnią swej rozpaczy.
Miłość nie daje niczego prócz siebie i nie czerpie z niczego prócz siebie.
Miłość nie posiada i nie daje się posiąść.
Bowiem miłości wystarcza miłość.
Kiedy kochasz nie mów: „Bóg gości w mym sercu”, lecz raczej: „Jestem gościem w sercu Boga”.
I nie sądź, że możesz kierować miłością, gdyż jeśli tylko warto, miłość pokieruje tobą.
Miłość nie pragnie niczego poza spełnieniem.
A jeśli kochasz i pragniesz, niechaj takie będą twoje pragnienia:
Rozpłynąć się w wartki strumień, który nocy nuci swą melodię.
Poznać ból z nadmiaru czułości.
Nosić ranę zadaną poprzez twe własne rozumienie miłości.
Krwawić dobrowolnie i z radością.
Budzić się o świcie z uskrzydlonym sercem i dziękować za kolejny dzień kochania.
Odpoczywać w południe przywołując miłosną ekstazę.
Powracać do domu z wieczorną bryzą, niosąc w sobie wdzięczność i spać z modlitwą w sercu za twoje kochanie i pieśnią chwały na ustach.
Khalil Gibran – 'Prorok’
Dziękuję! To było piękne. Dobrze, że jesteś! 🙂
Świetny wpis , sporo prawdy , dziękuję 🙂
To wszystko co napisałaś, to bardzo trudna i ciężka prawda…widzę to z każdym dniem. Nikt nas nie nauczył kochać bezwarunkowo, przez to również nie kochamy samych siebie, bo nie jesteśmy idealni…Widzę to i płaczę-nad sobą i nad swoim młodym, małżeństwem, które się sypie, a ja nie mogę go utrzymać…Dlaczego nie potrafimy kochać pomimo, a kochamy za coś…Dlaczego cały czas się przypieprzamy, a nie potrafimy spojrzeć trzeźwym okiem i trochę z boku…
piękne <3
Raz myślę, że nie umiem w miłość, a raz, że moi partnerzy są bardziej zen niż ja sama. Jak mnie ostatnio pytałaś czemu jestem w tej relacji to nie umiałam odpowiedzieć, a dzisiaj wiem, że dlatego że mnie kocha taką jaka jestem. I to ja chcę sprawdzać i dopasowywać, a on mi wierzy, że jest tak jak jest i jak mu mówię. Mogę ściemniać, on też może, a i tak każdy zrobi co będzie chciał. Nie do końca umiemy ze sobą, ale wiem, że on mnie kocha. No wiem i już.
Piekne
Kocham Blimsien za to odpierdolenie się. To chyba najbliższy mnie i rzeczywistości ideał nieidealnej, a prawdziwej miłości. Czytam go za każdym razem kiedy się zapomnę albo chcę się pocieszyć, że są na świecie prawdziwe Kobiety i jest szansa, że jedną z nich kiedyś poznam.
Inna sprawa, że między teorią i praktyką jest zazwyczaj przepaść:)
Ale jest ten lęk. Że jak odpuszczę i się odpierdolę, to On się oddali. A On wtedy paradoksalnie bardziej lgnie, bardziej chce być obecny, w domu i w ogóle uczestniczyć. Nie ucieka do szopy segregować narzędzi. Nie znajduje wymówek. Wystarczy trochę zaufania do życia, do Boga czy Wszechświata. Że wie, co robi i możemy mu zawierzyć. Wszystko jest jakie jest i jakie ma być na ten moment. Kiedyś wchodziłam facetowi na łeb ze strachu, że odejdzie i on w końcu odszedł. Dzięki temu po długim lizaniu ran, pojawił się inny on. On. Został. Ciągle się uczę, ciągle odrabiam lekcje z przeszłości, ale zdecydowanie tak to działa, jak jest tu napisane. I to nie jest jakaś nagła filozofia autorki, a czyste prawa rządzące istotą ludzką <3
„Nie potrzebujemy siebie” Czy tak się da ? Kochać kogoś, ale nie potrzebować? Skoro wśród tylu billionów i trylionów osób żyjących na świecie, wybieramy tą jedyną, a tyle iinych odrzucamy, to chyba nie jesteśmy wstanie się przyznać w głębi serca, że tej osoby nie potrzbujęmy do szczęscia. Wspomniałaś, że bycie z jakąś osobą nie powinno być zależne,” Nie należymy do siebie i nie jesteśmy dla siebie”. A co z małżeństwem ? Czy nie po to ludzię się lączą na ołtarzu, polączenie dwojga ludzi w jedno ciało ? Bezgraniczne oddanie się, Chyba nie można osiągnąc najwyższego stopnia bliskości bez oddania siebie drugiej osobie. Może te miłości które opisujesz są zdrowsze, są łatwiejsze, bo ta osoba jest jedynie towarzyszem trzymającym cię za rękę, ale wydaję mi się że one nie są w takim stopniu zaangażowania,.. możesz być dzisiaj ale jutro ciebie może nie być.. czy to jest prawdziwa miłość ?
Nie zrozum mnie żle, dużo masz w tym racji i mogę się do tego odnieść ze smutną prawdą, pokochałam kogoś za mocno, chciałąm jej pomóć, często wydawałą się bardziej zagubiona ode mnie, ale ja również miałam stany lękowe i depresje, chodziłam do psychologa. Ale, nie da się odkleić od kogoś, zwrócic to co się już oddało. Może ja po prostu nie umiem kochać, jestem za słaba na miłość. Może miłość jest dla ludzi psychicznie ogarniętych, stabilnych i tych co mało czują, bo wtedy nie dadzą się okraść.