Sierpień był sprawcą zamieszania jak chłopak, w którym się podkochujesz i robisz sobie wielkie nadzieje, żeby na końcu zostać wystrychniętą na dudka. Tak się czułam, bo właśnie wtedy miał przypaść cały wielki, obszerny, tłusty miesiąc mojego urlopu. Podczas urlopu zamierzałam robić N I C. Leżeć na trawie i czytać książki, praktykować rano jogę na trawie w ogródku mojego rodzica i chodzić z psem po lesie.
Tymczasem był to nazimniejszy sierpień od lat. Miałam nieprzyjemności w życiu osobistym. Źle spałam i nie dało się wychodzić na słońce, bo padało.
Ponieważ nie miałam typowych planów urlopowych postanowiłam korzystać z miejskich przyjemności. Jedną z nich był yoga brunch z Projekt Selflove. Ta formuła zakłada praktykę jogi a po niej ucztę. Mmm!
Na Powiślu jest piękna szkoła jogi. Nazywa się Santosza. Opowiem Wam więcej we wpisie na temat tych warsztatów – zasługują na to. Chcę tylko powiedzieć, że bardzo stęskniłam się na jogą Iyengara i dostałam ją tam w najlepszym, vinyasowym wydaniu. Ten miks sprawił, że nie było nudno, wysiłek był znaczny, ale był czas by osadzić się w asanie.
Miałam też wreszcie czas, by znów zawitać na warsztatach ceramicznych u Zuzy. Uwielbiam jej pracownię. Trafiłam tam całkiem przypadkiem, ale… czy przypadki w ogóle istnieją?
Niezbyt często pozwalam sobie na awokado, ale kiedy sobie pozwalam…
Borówki i czekolada. Ulubione połączenie.
Jakość tego zdjęcia jest straszna, ale ważna dla chronologii zdarzeń, bo gdzieś w sercu lata Luna miała swój osobny wywczas, kiedy to asystowała M. przy pracy gdzieś w kierunku Łodzi. To był ich domek.
W międzyczasie byłam też w Krakowie i robiłam same fajne rzeczy! Jadłam w pięknym miejscu, robiłam własne perfumy na warsztatach perfumiarskich, a szczegółowe rekomendacje zostawiłam:
Gdzie zjeść z przyjaciółką w Krakowie? Olio pizzanapoletana, Chimera i lody perskie!
Ponieważ w zeszłym roku byłam w Rewalu i bardzo dobrze to wspominałam – było ciepło, piękny zachód słońca, skakaliśmy z ojcem przez fale, Luna ganiała mewy i bawiła się z napotkanymi psami w gonitwy na piasku, w tym roku bardzo zależało mi, żeby to powtórzyć. Trafiliśmy na słoneczny dzień, ale tak smagało piaskiem, że w cichości serca zazdrościłam każdej osobie, która miała namiot czy parawan. Śmieją się z parawaningu tylko ci, którzy nie bardzo znają nasze polskie plaże.
Bardzo mi smutno, kiedy widzę tego typu pamiątki. Po pierwsze co to za pamiątka znad Bałtyku, skoro te mięczaki nie żyją nawet na polskich plażach? Po drugie, żeby ususzyć rozgwiazdę, wyciąga się ją z wody i zostawia by wyschła – to bardzo powolna śmierć. Tak samo robi się z drobnymi mięczakami, by pozyskać muszelki na bransoletki czy naszyjniki – wyławia się je masowo niszcząc przy okazji dno morskie, a później zostawia na słońcu, by wymarły. To tylko ślimaki – powie ktoś. Ja tylko mówię, że to często bezmyślny i okrutny biznes i warto to wiedzieć zanim postanowimy kupić sobie koszyk egzotycznych muszli za 6 zł.
Paradoksalnie większe wrażenie niż Rewal zrobiło na mnie Nowe Warpno. Ostatni raz byłam tam jako mała dziewczynka. Wbrew pozorom nie jest to nadmorska miejscowość a urocze miasteczko położone nad Zalewem Szczecińskim.
Czy mam zdjęcie z urlopu? Mam.
Niejedno. Oba zrobił mój rodzic. : D
W Nowym Warpnie znalazłam pompę jakich bardzo wiele w moim rodzinnym mieście Szczecinie. Są przepiękne.
I to już wszystko jeśli chodzi o sierpień.
2 komentarze
Mój sierpień był podobny, miał być wspaniały urlop, było zimno i rozczarowująco, a do tego przyplątało się jakieś niespodziewane przeziębienie, przez co na wszelki wypadek skróciłam wyjazd, bo w tych czasach lepiej nie chorować w podróży.
A co do Nowego Warpna – Monika Szwaja (Szczecinianka w końcu) tą miejscowość umieściła w jednej z książek i przepięknie ją opisała, dotąd sobie tylko wyobrażałam to miasteczko, a teraz zobaczyłam na Twoich zdjęciach i jest naprawdę urocze!
Też uwielbiam polskie wybrzeże! Nie śmieję się z parawanowiczow – ten drobny piasek dostaje się absolutnie wszędzie, ze szczególnym uwzględnieniem uszu i nosa 🙂
To prawda Aniu, potem można go wygrzebywać zarówno z kieszeni, jak i najciemniejszych zakamarków ludzkiego ciała 🙂