Jako licealistka zaczytywałam się w książkach o zbuntowanej młodzieży, która gardziła klasą średnią, wygodnym życiem i kapitulacją wobec codzienności. Wkurzał ich system, wkurzało zaplanowane z góry życie, wkurzała rutyna, która zabija. Patrzyli przez okna na tych wszystkich, żałosnych, szarych, smutasów, którzy spieszyli się właśnie do znienawidzonej pracy i zastanawiali się — po co oni to kurwa sobie robią?
Tu należy dopowiedzieć, że zazwyczaj wszyscy ci bohaterowie szukali życia, takiego wiecie, przez duże Ż, a kończyli z herą i nadgniłymi żyłami, w fatalnych związkach, bez pracy, bez możliwości wyboru, z butem życia na gardle. W młodzieńczym zaaferowaniu zdawałam się nie dostrzegać tego powiązania. Młodość.
Nigdy nie rozumiałam też, dlaczego w niemal każdym kryminale, gdy szukano mordercy, albo kiedy to morderca szukał ofiary, najpierw sprawdzał jej stały rytm dnia. Pana X o tej i o tej można spotkać, gdy paraduje z pieskiem, potem kupuje dwie bułki, zawsze grahamki, potem wraca do domu, parzy kawę, czyta gazetę przez 15 minut i wychodzi do pracy. Po powrocie ogląda TV, dłubie w nosie, a potem… dlaczego oni są tacy przewidywani? Gdzie jest życie??? Pytałam sama siebie, czując, że szkolno — domowa rutyna mnie zabija i tylko weekendy mają jakiś sens, bo są nieprzewidywalne, szalone, pełne znajomych.
Zresztą nadal poznaję ludzi, którzy z nonszalanckim błyskiem w oku, mówią mi, że oni lubią mieć wolność i płynąć na freestylu. Cóż… dla mnie z freestylowania wiele dobrego nie wyszło. Przekonałam się o tym, spełniając jedno z marzeń wielu ludzi, czyli tracąc etat. Akurat nie dążyłam do tego, by się go pozbyć, to etat pozbył się mnie. A ja wiedziałam już, czym to pachnie (miałam wszak kiedyś własną firmę). Powiem to krótko:
Rutyna nie zabija. Rutyna i schemat stwarza przestrzeń do życia.
Mówię to ja, wirująca kula chaosu. Z mojego doświadczenia wynika, że im więcej poukładania, rutyny i powtarzalnych czynności, tym więcej czasu na spontaniczne akcje i więcej siły w głowie, żeby myśleć. Wyobrażam sobie niepoukładane zadania jak okienka, które pootwierane są w mojej głowie, jak na pulpicie komputera. Wszystko muli i wolno działa, kiedy myślisz codziennie od nowa, w co się ubrać, co jeść na śniadanie, jak zacząć dzień, co mam teraz zrobić? Kiedy możesz codziennie układać dzień od nowa, to może brzmieć, jak wolność, ale zazwyczaj jest przytłaczające i na dłuższą metę generuje chaos. Spala Twoją energię na układanie spraw podstawowych i wbrew temu, co się wydaje, może wcale nie zostać już tak dużo na szaleństwo i radość życia. Może dlatego Steve Jobs codziennie popylał w czarnym golfie? Nigdy już nie musiał zajmować się swoim wyglądem.
Rutyna rozumiana, jako przewidywalny schemat ważna jest zwłaszcza dla vaty. Możecie w to miejsce podstawić sobie jakiś typ osobowości. Chodzi o te kreatywne osoby, które kiedy bodźców jest za dużo, reagują lękiem. Rutyna nie zabija kreatywności, raczej robi na nią przestrzeń, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Zresztą pewnie wie, to każda z Was, która ma małe dziecko, której projekt ograniczają jakieś ścisłe ramy i wtedy nagle czas jest jak z gumy, kreatywność wybucha, a kiedy masz całe dnie tylko dla siebie lub czystą kartkę i dowolność tematu… w głowie nagle pustka i… prokastynacja.
Kiedy jeszcze marzyłam o większej wolności, Rulo roztaczał przede mną wizję, że codziennie wstaje i decyduje, co dziś zrobi. Znamy się jednak już trochę i wiem, że dla niego nowość jest przytłaczającą rutyną. Wszystkie kanapy, materace na podłodze i nieznajomi tego świata, są bardzo podobni, kiedy podróżuje się odrobinę zbyt dużo i często. Niewygoda staje się stanem normalności. Przemieszczanie się jest cyklicznym wydarzeniem.
Mnie najwięcej wolności okazały się dawać osobiste procedury. Kiedy mam plan dnia i listy zadań. I luz w głowie, że te ramy są dla mnie, a nie ja dla nich, że mogę poza nie wyjść, mogę nie dowieźć, mogę, co tylko zechcę. Po prostu nie chcę podstawowych spraw rozkminiać codziennie od nowa.
3 komentarze
Dziękuję, tego potrzebowałam po kolejnym chaotycznym dniu wolnym. We mnie trochę vaty, trochę pitty, ale oszaleć można z tej dziwnej wegetacji pojawiającej się przy większym obszarze czasu…
Rutyna, jako stelaż do namiotu 🙂
Rutyna bardzo mnie uspokaja, zwłaszcza poranna. Automat pobudka-herbata-joga-owsianka-kawa i od razu dzień bardziej ogarnięty. Po rozmemłanym poranku cały dzień ciężko mi się za cokolwiek zabrać i skupić, i wieczorem samobiczowanie się że tyle czasu było a nic nie zrobiłam…