Muszę przyznać, że ostatnio nie mogę wysiedzieć w Krakowie. Ciągle gdzieś mnie ciągnie, ciągle gdzieś łażę, usiedzieć nie mogę. Ostatnio znudził mnie Berlin, a zaczęłam robić rajd po Polsce. Odwiedzam znajomych i zwiedzam dziwne miejscówki, takie jak… Bytom! Na nowo odkrywam Warszawę. Jest przepiękna, jest miejska, jest dziwna. No i mam tam bardzo fajnych ludzi, naprawdę aż musieli mnie siłą zmusić do wejścia do autobusu powrotnego. Mogłabym coś czuję, wejść głębiej w relację na linii ja – stolica. Kto wie, może nawet byłaby to relacja miłosna i pełna zaangażowania?
Tym razem motywem przewodnim okazały się surowe desery. Wpadłyśmy z Anną do Raw Day by wszamać chia pudding i kupić domowej roboty masło orzechowe w pięknym słoiczku. Poza tym byłam ciekawa tego miejsca, niestety chia pudding lepszy jest jednak w mieście królów polskich w Balu. Niemniej w Cudzie nad Wisłą było przyjemnie sączyć lemoniadę i patrzeć jak ludzie po drugiej strony rzeki palą ogniska na plaży.
W tym roku odmówiłam sobie trójmiejskiego Openera na rzecz katowickiego offa. Musze przyznać, że na koncercie Patti Smith kapcie mi spadły z nóg. Nie przepdam za muzyką Patti, byłam chyba jedyną osobą, która poszła na koncert muzyczki, bo jest fanką autorki. Mowa oczywiście o książce „Poniedziałkowe dzieci”, którą bardzo bardzo polecam! A sama Smith charyzmatyczna, surowa, androgeniczna, silna i piękna.
Do Katowic warto też zajrzeć z innego powodu. PTG kusi gładką nawierzchnią skateparku, a trasy dookoła trzech stawów aż proszą się o aktywne spędzenie czasu na rolkach lub rowerze. Zaliczyłam też oczywiście Sezonowo, tę drugą knajpkę w kontenerach, a nawet jakąś przepyszną pizzerię na Mariackiej. Jeśli jednak wolicie domowe jedzenie w wersji wege, wpadajcie do przesławnego Złotego Osła. Uwielbiam Katowice, z niejasnych dla mnie powodów kojarzą mi się ze Szczecinem. Może bo są takie zielone? Może bo miejskie, ale też w pewnym sensie małe? Nie wiem, ale mam sporą słabość i bywam tam ostatnio często.
Z sierpniowych lektur mogę polecić dwie powyższe, jeśli interesuje Was choć trochę historia II W.Ś. „Czesałam ciepłe króliki” to książka wywiad z leciwą lekarką, która mimo okropności wojny opowiada jak żyć i zachować dobre samopoczucie niezależnie od okoliczności oraz… o swoim podejściu do wierności, a raczej niewierności małżeńskiej. „Hans i Rudolf” opowiada dla odmiany losy dwóch Niemców, ich dzieciństwa, wyborów życiowych, pochodzenia, decyzji i tego co ich poruszało. Łączy ich wojna i jeszcze coś. Jeden jest Żydem, który postanawia złapać komendanta Auschwitz Rudolfa Hossa. I nie jest to historia wyssana z palca!
A teraz kosmetyczna odkrycia, a może raczej tips and tricks. Uwielbiam australijskie kosmetyki i mogę sobie na nie pozwolić! Często kupuję organiczne kosmetyki w TK Maxx, są tam fajne szampony, wielkie mydła do rąk lub takie kąpielowe, olejki eteryczne, wystarczy poszperać. Zdziwicie się jak dobrej jakości i w jak śmiesznych cenach można tam kupić łakocie dla skóry. Tanią wersję sławnych gumek do włosów kupiłam w Rossmanie. To te paskudztwa, które wyglądają jak drut od starego telefonu i mają nie wyrywać włosów. I o dziwo… nie wyrywają! Magia.Polecam! No i gąbeczka z konjaku czyli rośliny. Delikatnie peelinguje twarz i ją nawilża. Można z niej korzystać bez użycia dodatkowej chemii, lubię myć nią buzię rano, kiedy nie widzę potrzeby szorowania jej żelem i przesuszania.
I ostatnia rzecz DOM. Nie wiem co we mnie jest, ale ja z każdej nory potrafię coś wycisnąć. Jestem taką stereotypową BABĄ. Uwielbiam urządzać, dekorować, przestawiać. Kwiatek, obrusik, ciastko w piekarniku, poduszeczka. Tak. Obrazek.Zioła w doniczce, kot. Miało nie być kota ani kwiatka. Ani lampek ani kadzideł ani świec. Ale ja nie mogę, mnie nosi. Musi być dom. Musi być ciepło, przytulnie i bezpiecznie. W skorupce. No musi.Dlatego katalog Ikea jest takim świętem. Nic nowego nie ma. Zawód jak co roku. Ale te wspomnienia, mamy, które zbierała katalogi Ikea, bonie było tego sklepu w Szczecinie i trzeba było jechać aż do Berlina. I zawsze to było jak wyprawa do dużego domku dla lalek. Pokoje, pokoiki, można przez chwilę być kimś innym i mieć inne życie. Dlatego dla mnie ten wrześniowy biuletyn produktowy to nadal przyjemność. Ale ta największa? Ciągle to ludzie. Mało i prosto w serce. Kiedy pisze do Ciebie siostra, na perfumowanej pocztówce gdzieś z innego lądu, wiesz co to jest dom. Taki przez duże D. Szczęściarą jestem. Każdy kto ma bliskich ludzi, z krwi i kości, jest szczęściarzem. Moja dawna krawcowa wyemigrowała z Nowej Huty do USA. Jej syn jeszcze niedawno mierzył nam za dychę sukienki do dyplomu, dziś jest siłaczem w Marines. A ona i jej mąż tacy dumni i w dodatku już anglojęzyczni. Cholera…znów jesień idzie. Chyba jak Łona, zakręcę kaloryfer.

7 komentarzy
Od niedawna mieszkam w Katowicach i zakochałam się w tym miejscu. Są cudne i pięknie się zmieniają. Z całego serca polecam Ci książkę „Rajza po kato” alternatywny przewodnik po Katowicach. O aktywnym spędzaniu czasu, lokalnym folklorze i designie, jedzeniu itd. A przy okazji piękne wydanie. Z wege musisz koniecznie odwiedzić Bellmera na placu wolności, cudo.
Kasia – skąd się przeprowadziłaś do Kato?
Ja to w ogóle mam ostatnio mało monogamiczny stosunek do Krakowa. Chciałabym mieszkać w każdym!
Pozytywnie ! 🙂 Tęsknię za rolkami, ale teraz będzie coraz zimniej i mnóstwo liści na chodnikach, chyba zostanie tyko bieganie. 🙂
Jejku, jaki pozytywny i tchnący spontanicznością wpis.
Jak miło, że ktoś podziela mój sentyment do katalogów IKEA, do dziś mama MUSI go ze mną co najmniej raz obejrzeć :p
Ja odetchnęłam po przeprowadzce z Krakowa do Warszawy. Polecam 😉
Ps. W Szczecinie dalej nie ma Ikei 😉
Ps.2. Ma być, tak obiecują 😉
Pozdrowienia, już nie ze Szczecina 🙂
ja mam 40 metrów do ponownego urządzenia, z powodu pojawienia się maleństwa:) Nie chcesz wpaść do Bydgoszczy i pomóc mi je urządzić:D?