Kiedy tylko zorientowałam się, że Auroville to reportaż, przeklęłam w głowie swoje roztrzepanie. Nie lubię reportaży. Skusił mnie opis na okładce: Miasto, w którym można się zgubić, bo nic tu nie jest takie, na jakie wygląda. Las, który kiedyś był czerwoną pustynią, a wcześniej lasem. Jałowa ziemia, na której Tamilowie — zubożałe duchy dawnej świetności królestw Południa — opowiadają sobie legendę o przybyszach z Zachodu przynoszących dobrobyt.
Wiosna ach to ty! Czuję cię całą sobą. Budzę się do życia jak leniwa po zimie pszczoła. I chociaż w głowie staram się trzymać swoich przyziemnych zadań, ciało aż się rwie do ciepła, zieleni i przyrody!
W styczniu zapragnęłam zostawić za sobą przyciężkawą energię minionego roku i rytualnie obciąć włosy o połowę ich długości. O wiele częściej noszę je teraz rozpuszczone i czuję się trochę jak mała dziewczynka (w najlepszym możliwym znaczeniu tego słowa).
Z natury jestem ciekawa świata i bardzo lubię zdobywać nową wiedzę. Lubię też czytać, wymyślać nowe pomysły i zaczynać nowe projekty. Czy doprowadzam je wszystkie do końca? Nie. Czy zapamiętuję wszystko to, czego się uczę? No też nie. Ale za to testuję wszystko, o czym się dowiaduję! Żartowałam. Niestety nie. Dziś porozmawiamy o… wchłanianiu, przyswajaniu i trawieniu!
Trzy książki, które sprzyjają bardziej świadomemu życiu. A może kontemplacji? A może duchowości? A może prostocie? Często pytacie mnie o duchowość i książki, które polecam, wychodzę więc naprzeciw tym oczekiwaniom. Wybrałam dla Was trzy pozycje, które są wyjątkowe przez swoją formę.
Kilka lat temu, kiedy pisałam Mały Zeszyt Osiędbania (a którego już nie podlinkowuję i nie promuję, bo choć zgadzam się z założeniami, dziś napisałabym go inaczej) w alchemicznym procesie próbowałam przemienić mityczną Kobietę Zadbaną w proces troski o siebie, który byłby holistyczny i miał o wiele głębsze korzenie niż przystrajanie siebie. Od tego czasu o osiędbaniu mówiłam na wielu panelach, prowadziłam osiędbaniowe warsztaty, ale…
Kraków. Miasto, w którym mieszkałam dziesięć lat i którego nie lubiłam. Dziwne miasto. Dla mnie jak przeszczepiona ręka, nie w moim rytmie, ciągle coś nie tak. Za wolne, za przykurzone, za skostniałe. Z dzisiejszej perspektywy: artystyczne, wyluzowane, małe, przyjazne pieszym, blisko gór, z magicznymi zakątkami. Cieszę się jak diabli, że się wyprowadziłam, bo ja i Kraków nie byliśmy dla siebie. Wiem to od pierwszego miesiąca w Warszawie. Są jednak miejscaw Krakowie, za którymi tęsknię. Wiele z nich znika, przekształca się, psuje, zmienia. Jeśli jednak mogę podpowiedzieć, na mojej mapie Krakowa znajdziecie:
Wiele razy zastanawiałam się, w której kolejce stałam, kiedy bozia dawała opanowanie, cierpliwość, zdolności do matematyki, dobrą pamięć i inne przymioty tego typu. Na jedno jednak nie mogę narzekać — od zawsze potrafiłam gospodarować swoimi pieniędzmi.
Domowa atmosfera – to właśnie ona sprawia, że czuję się odprężona, ukojona i chętnie przebywam w danym pomieszczeniu. Mam duże doświadczenie w kreowaniu domowej atmosfery gdziekolwiek jestem, bo wynajmowałam wiele pokojów i mieszkań. Wbrew obiegowej opinii uważam, że o atmosferę zajmowanego miejsca można zadbać nawet w mieszkaniu wynajmowanym lub pokoju we współdzielonym mieszkaniu. Nie wiem, czy kiedyś będę mieć mieszkanie na własność i nie widzę powodu, żeby odkładać kreowanie przytulnego, intymnego klimatu na później.
Za każdym razem jest mi ogromnie smutno, kiedy czytam, że jedna pani z drugą panią, niepotrzebnie obnoszą się ze swoją depresją, nałogiem, dołem. Że to prywatne, a mówienie o tym na głos (lub co gorsza robienie na tym pieniędzy) jest feeee. I śmierdzi się kupą. Spotkało to Justynę Kowalczyk, spotkało Marię Peszek i spotka to niechybnie Małgorzatę Halber. W Polsce nie wypada bowiem być słabym, w sposób otwarty i świadomy. Nie można pokazać miękkiego brzuszka, bo zaraz przyjdzie ktoś, kto będzie chciał cię w ten brzuszek kopnąć.