Kiedy pokazałam go na Instagramie, wiele osób pytało — a co to? I chociaż pisałam już o skrobaniu języka w mini e-booku o osiędbaniu wiosną, chcę Was oswoić z tym prostym rytuałem, dlatego piszę o nim ponownie.
By Blum
Kiedy pokazałam go na Instagramie, wiele osób pytało — a co to? I chociaż pisałam już o skrobaniu języka w mini e-booku o osiędbaniu wiosną, chcę Was oswoić z tym prostym rytuałem, dlatego piszę o nim ponownie.
Olejki eteryczne nie tylko intensywnie pachną i regulują nastrój, ale również wpływają na ciało. Kiedy zaopatrzyłam się w kilka różnych buteleczek, żeby używać ich do aromaterapii, zaczęłam szukać dla nich też innego zastosowania. Dotychczas korzystałam jedynie z olejku z drzewka herbacianego, stosowanego bezpośrednio na niedoskonałości i postanowiłam to zmienić.
Jeśli chodzi o standardy piękna, powoli poszerza nam się percepcja i pozwalamy sobie na coraz większą różnorodność. To nie dzieje się samo, robią to głównie osoby, które pokazują się w social mediach, mówiąc i pokazując na własnym przykładzie, że to, jak się poukładamy z ciałem, jak będziemy je ozdabiać i co wokół niego robić, to nasza sprawa. Tu ukłony w stronę Ciałopozytyw.
Ssanie oleju jest jednym z ajurwedyjskich i całkiem naturalnych sposobów na dbanie o zdrowie jamy ustnej. Ten prosty sposób może działać antybakteryjnie, czyścić przestrzenie międzyzębowe, a nawet wpływać na zdrowie całego organizmu. Jak płukać jamę ustną olejem?
O taką pielęgnację walczyłam! Niby wszystkie wiemy, że to, jak żyjemy, ma gigantyczny wpływ na nasz wygląd, że piękno bierze się z wnętrza, że ważna jest dieta, ruch, sen i poziom stresu. W praktyce jednak wciąż bywa ciężko wdrożyć to w życie. Jestem wielką orędowniczką ajurwedy i wreszcie natknęłam się na kogoś, kto do pielęgnacji podchodzi holistycznie, a kosmetyki uważa jedynie za kropkę nad „i”. Patrycja, założycielka marki CHIC CHIQ robi wspaniałe, ajurwedyjskie maski do twarzy, a do tego prowadzi bloga o pielęgnacji, która jest integralną częścią dbania o ciało.
Latem moja mieszana skóra wariuje. Pory zapychają się błyskawicznie, czoło pokrywa drobna kaszka, pod wpływem słońca naskórek się pogrubia, a policzki są czerwone. Moja skóra sama już nie wie, czy jest przetłuszczająca się, odwodniona, gruba czy łuszcząca się i cieniutka. I tak jak ja czekam z utęsknieniem na lato, tak moja twarz przebierałaby nogami (gdyby miała nogi) na myśl o jesieni. Dziś chcę Wam pokazać krem — cud, który okazał się remedium na moje skórne problemy i hitem jeśli chodzi o naturalną pielęgnację.
Wielokrotnie pisałam o tym, że minimalizm kosmetyczny i naturalna pielęgnacja pozwoliły mi uzyskać skórę, o jakiej wcześniej nie śmiałam marzyć. Swoją drogę opisałam z resztą TU. Od czasu skincoachingu minęły lata i mam kilka nowych refleksji odnośnie naturalnej pielęgnacji. Na początek pozwól, że powiem – na zdjęciu, które widzisz pomalowane mam jedynie rzęsy. Nie stosowałam wygłądzających filtrów, ani żadnych cud aplikacji. Zdjęcie ma lekko zmieniony kolor, ale moja skóra nie jest wyretuszowana w żaden sposób. Healthy glow wynika z olbrzymiej ilości wody, którą piję, z witamin, bo wiosenne jedzenie jest ich pełne, ale nie widzisz na nim, że na czole mam chropowatą kaszkę, mam lekkie rumieńce i przydałby mi się peeling. Piszę o tym, bo nie chcę lukrować rzeczywtości.
Brrr! Zimny wiatr za oknem, zimne stopy i ręce a do tego nadciągające przeziębienie? Jest pewien prosty sposób, by sobie z tym poradzić.
Szczotkowanie na sucho to jeden z moich ulubionych wczesnowiosennych rytuałów. Stosuję go od lat z przerwami, wsłuchując się w aktualne potrzeby mojej skóry. Przez ten czas przetestowałam już wiele szczotek i mam swoje faworytki. Chwytam za nie zawsze wtedy, kiedy moja skóra traci jędrność, jest poszarzała i kiedy pojawia się pomarańczowa skórka.