
Dzięki zaskakującemu zaproszeniu od znajomego-nieznajomego, poleciałam do Tromso. Pierwszą część opowieści możecie przeczytać TU. W drugiej, opisuję wrażenia z samego Tromso w bardzo niskobudżetowym wydaniu.
Dzięki zaskakującemu zaproszeniu od znajomego-nieznajomego, poleciałam do Tromso. Pierwszą część opowieści możecie przeczytać TU. W drugiej, opisuję wrażenia z samego Tromso w bardzo niskobudżetowym wydaniu.
Pisanie potrafi doprowadzić człowieka w najbardziej zaskakujące miejsca. Czasem, ekstrahuje z piszącego poglądy, uczucia czy wspomnienia, których ten się nie spodziewał. Mnie tym razem doprowadziło jednak do miejsca geograficznego, całkiem namacalnego. Doprowadziło mnie najpierw do Trójmiasta, a potem prosto za koło podbiegunowe, na norweską wyspę Tromsøya.