Roślinne jedzenie potrafi być absolutnie satysfakcjonujące, jeśli chodzi o smaki! Coś, nad czym trzeba się napracować to raczej tekstura. Dlatego, co jakiś czas staram się podać warzywa, owoce czy kasze w innej formie. Robię spaghetti z surowej marchewki, zamiast ścierać ją na tarce, kaszę zamieniam na kotlety, a boczniaki lubię przemieniać w formę, którą dawno, dawno temu pełniło mięso. Wcale nie dlatego, że tęsknię za kurczakiem, tęsknię po prostu za czymś, co nie ma typowej roślinnej konsystencji.
Tak samo, jak nienawidzę obierać pieczonej papryki, tak samo kocham jej niepowtarzalny smak. Zamiast robić z niej jak niektórzy zupę-krem, ja robię czerwone, roślinne pesto!
Dwa lata temu popełniłam wpis, o tym dlaczego nie randkuję z mięsarianami i dlaczego w ogóle unikam w swoim środowisku osób jedzących mięsiwo. Często właściwie jest to tematem rozmów. No cóż. Dwa lata temu miałam całkiem inaczej w makówce i w serduszku.
Dawno było przepisu! Chciałabym się podzielić z Wami pomysłem na sałatkę, która powstaje dzięki dwóm fajnym patentom! Jeden to starcie cukinii na tarce i połączenie z makaronem (czego zwykle nie robi się w makaronowych sałatkach), a drugi to stworzenie sosu na bazie pasty miso i surowej marchewki. Moim zdaniem te dwa małe myki są bazą wyjściową do kombinowania z podobnymi potrawami. Dodatkowej chrupkości nadają podprażone pestki dyni i czarny sezam. Mniam!
Zebrałam w końcu moje top of the top w dbaniu o zbilansowaną dietę. I co prawda mam specjalną zakładkę, tak zwanego BOHATERA TYGODNIA, w tym poście zebrałam dla Was moje totalne must have. Przetestowane, skuteczne, takie któremu jestem wierna. W tytule zasugerowałam, że to suple dobre dla roślinożerców, ale tak naprawdę przydadzą się również wszystkożercom. Nie tylko dla zdrowia, ale też i urody.
Lubię rock’n’rolla. I choć tak, słuchałam Kalibra44, Molesty, 2Paca, WuTang, Łony… nie po drodze mi z hip hopem. Ani rapem. Po prostu moje dorastanie trafiło na moment zahaczający o taką muzykę. Mam wielu znajomych zanurzonych w rapach i hiphopach po same łokcie, a ja czasem ślizgnę się po powierzchni, ale nigdy nie nurkuję zbyt głęboko. Śmieszy mnie machanie rękoma, śmieszą mnie luźne gacie, śmieszą mnie złote zęby, wielkie bluzy z kapturem… całkiem inaczej niż ramoneski, włosy ociekające brylantyną lub długie tłuste strąki (każde długie włosy podczas grania rockowego koncertu zmieniają się w tłuste strąki), trampki lub rurki, tatuaże i kolczyki… no tak. To tylko forma mundurka, do którego jesteśmy przywiązani. Ja kocham mundurek rockowy. Ale wcale nie będzie dziś relacji z koncertu, nie będzie też o modzie w subkulturach, wyższości punka nad rapem czy muzyce jako takiej. Będzie o surrealistycznym koncercie Looptroop Rockers, o tym, że mężczyźni w Szwecji to nie klopsy z Ikea, o kryzysie męskości (może troszeczkę) i równouprawnieniu. Ale chyba najbardziej, będzie o fajnych facetach.