Zadziwiające, o ile trudniejsza jest sztuka oduczania się, wracania, spotykania prawdy, niż uczenia się. Jestem nauczona wielu rzeczy i próbuję ich zapomnieć.
Myślałam o tym dziś idąc przez zamgloną, szarą Warszawę. Ileż jest we mnie korporacyjnego człowieka. Dziesiątki rozmów oceniających, SMART, pranie mózgu, te wszystkie bzdetne szkolenia menedżerskie, służące dokładnie niczemu. Całe struktury, żeby robić nikomu niepotrzebne rzeczy, ale budować na nich swoje poczucie wartości. A przede wszystkim przekonanie o własnej sile, budowane na sprawczości, agresji, nieustępliwości i jeszcze jednej małej, ale jakże znaczącej rzeczy…
zagłuszaniu siebie. Korpo sterydy, podawane masowo, mamiące go-get’yzmem. Musisz być napięta, gotowa do działania, ogarnięta, zdeterminowana. Kobieta rakieta. Niezależna. Z silną wewnętrzną erekcją, z napiętym, stalowym muskułem sprawczości i kontroli.
Wtedy już zaczynam się śmiać. I idę po chodniku i śmieję się w głos, choć nie do śmiechu mi wcale, bo i ja złapałam się na ten lep. Lep prymuski, choć nigdy nią nie byłam, lep foremki, do której, jak mówią, kiedy tylko wlejesz się jak ciasto, będziesz wspaniale wypieczonym produktem. Zdobywanie punktów bang – bang – bang. Bez miejsca na pobycie tu i teraz, nie daj boziu myśleć o działaniu organicznym. Może to znasz, ten refren piosenki, tę cichutką melodię, kiedy współczesność robi z ciebie kobietę tak SILNĄ, że swoim wewnętrznym kutasem, mogłabyś wychędożyć niejednego mężczyznę. Nie chcę być chińskim ciasteczkiem z wróżbą, ale — trach – będzie cię czekać sporo frustracji.
Najpierw oszukiwali cię, że nic nie możesz, że twoje miejsce jest gdzieś pomiędzy zwierzętami a mężczyznami, stanowczo za to za dziećmi. Najgorsze jednak, że powiedzieli ci, że wyjściem z tego patriarchalnego matrixa jest po prostu przerośnięcie facetów. Dlatego koksujesz energetycznie, emocjonalnie, życiowo napierdalasz na tej społecznej siłce, przypinają ci medale, matki, kochanki, żonki, szefowej, pani w najnowszym płaszczyku z Zary.
I na początku nawet jest fajnie. Jesteś wielka, mocna, silna, tylko dziwnie samotna, zmęczona, rozkminiająca, rozchwiana. Twoje ciało odmawia ci posłuszeństwa, kolejne choroby autoimmunologiczne, zapalenia pęcherza, nadżerki, zajady, opryszczki, migreny. To nic, to nic. Połkniesz tabletkę i nadal będziesz Super Woman. Wszystko daje ci znaki, ale nic jeszcze nie kumasz.
Spotkałam dziś dziewczynę. Nie była pięknością i nie próbowała takiej udawać. Miała wylane. Nie oczarowała mnie. Nie była miękka ani kobieca, nie, to żadne pieprzenie o kobiecej mocy i czakrach. Była po prostu swoja własna i miała przekonanie, że może zrobić wszystko, że wszystko jej wychodzi. Nie było w tym przekonaniu nic z przeświadczenia o własnej sile. To było przeświadczenie, że jej prawda istnieje i zasługuje na uznanie, a cały świat faktycznie przybijał jej piątkę. Była w tym wolna i choć całkiem zupełnie nie moja, poczułam, że ona wie coś, czego inni nie wiedzą. Jedno, co można o niej powiedzieć: ta laska była bez napinki. Znasz ją, ale to nieważne. Znasz, bo robi duże rzeczy, z dużymi graczami i luźną gumką w majtkach. Bez zadyszki.
Oduczam się i śmieszy mnie, jak pewne wartości, korporacja wyryła w moim mózgu, jako wartości bezwzględne, prawdy objawione. Widzę ich wszędzie, ludzi mówiących o PKB, ludzi próbujących nagiąć naturę do swoich wymyślonych w głowie systemów, dziwiących się, że to przynosi chorobę, zmęczenie, rotacje pracowników. Przyglądam się temu i od lat się rozbrajam.
Rozbrajam się i już się nie boję, choć latami całymi się bałam. Wiele moich znajomych się boi, bo co, o rany, co może się stać, kiedy będę miękka jak ślimak? Mój pancerz, mój mur, moja twierdza, moja zbroja, którą nie tylko budowałam latami, ale z której byłam dumna. Polerowałam ją, głaskałam, pokazywałam na społecznych turniejach. Hohoho — taka jestem silna, zaradna i sprawcza. Patrzcie!
A ja teraz to zdejmuję. To trudne, niektóre fragmenty jakby przyrosły do mojej skóry. Nikt nie klaszcze. Nikt się nie cieszy. Nikt na to nie czekał. Niektórzy są rozczarowani. Ale ja już się nie boję. Nie zależy mi już, żeby być ani ładną, ani silną. Wiem, co mogę, a czego nie i że zawsze sobie poradzę. Świadomość siebie pozwala mi na bezradność, na punkty, w których się zawieszam i nie wiem, na momenty, kiedy chcę, żeby ktoś inny poprowadził, był mądrzejszy, wziął na bary. Tracę ordery. Wypadają jak mleczne zęby. Zosi Samosi. Super Ogarniaczki. Kobiety Rakiety. I mam na to serdecznie wyjebane.
Piersią bez orderów oddycha się pełniej. A że nie mam formy? Nieważne, życie przepływa przeze mnie, jak rzeka, niczego nie blokuję i za nic nie muszę przepraszać.
*Posłuchaj głosu mojej wewnętrznej dresiary. Laski, która się nie boi, bo wie. Przepuszcza strach przez swój system, ale nie inhaluje się nim. W miękkim dresie płynie przez życie, bo umie w życie. Nie przebiera w słowach, bo nie musi być profesjonalna, może po prostu puścić to w eter, którkim enter. Gdyby była kimś innym, moja dresiara byłaby pewnie raperem z dzielnicowej świetlicy. Słowa jak guma do żucia. POW.
4 komentarze
Tak bardzo sama ostatnio czuję, że potrzebuję tego. Odpuścić. To spięcie, tą potrzebę ciągłego udowadniania sobie i innym, że mogę i potrafię więcej, bo to czym teraz jestem to ZAWSZE za mało. Jak łapię chwile, póki co nieliczne, kiedy umiem po prostu być, to jest mi tak dobrze. A potem uderza świat i znowu czuję, że jestem za mało i robię za mało. Na razie to jak jazda na rollercosterze, ale uczę się powoli oddychać pełną piersią.
Kocham Cię mocno za ten tekst. Od paru lat bardzo mocno mi mentorujesz i mam wrażenie, że z Tobą dorastam, choć jestem sporo młodsza 😀 Ale zawsze te teksty są aktualne i dziękuję Ci bardzo za dzielenie się, czuję się zawsze tak mocno uściśnięta po przeczytaniu Twoich refleksji <3
Jeśli to czytasz – wiesz, że kieruję mój komentarz do Ciebie. Nie opublikuję żadnego z nich, nie bo obawiam się Twojej oceny, nie mam z nią żadnego problemu, bo nawet Cię nie znam. Nie mogę dodać Twoich komentarzy, bo język, jakim się posługujesz jest absolutnie nie do przyjęcia.
Nie zgadzam się na agresję słowną na poziomie 15sto latki, ani tu, ani na gangu. Jestem przekonana, że da się ubrać każdy punkt widzenia w słowa, które oddają komunikat, ale nie są napakowane wulgaryzmami, hejtem i nie są przemocą.
Przestrzenie, które tworzę w internecie są przyjazne i nie ma mojej zgody na przemoc tam, gdzie jestem moderatorką i gospodynią.
Jeśli naprawdę chcesz żebym opublikowała Twój komentarz, wyraź swoje myśli nie obrażając nikogo.
dziekuje