Często wpadam w sieci na bardzo wyidealizowany obraz freelancingu czy też samozatrudnienia. Jest taka narracja, że bycie na swoim to wolność, elastyczność, czas na spełnianie marzeń i kreowanie wymarzonego stylu życia. Uważam ten obrazek za mocno polukrowany.
Znam ludzi, którzy nie przepracowali na etacie ani dnia i nie wyobrażają sobie zmusić się do regularności narzucanej przez pracę dla kogoś. Moje doświadczenia są takie, że od razu po szkole, rozpoczęłam pracę w korporacji i w ten sposób pracowałam ponad 6 lat. Jako nastolatka miałam swoją własną firmę i teraz znów mam. Pewne rzeczy stały się łatwiejsze, inne nie. Nie wyobrażam sobie wrócić na etat, do pracy w korporacji, do biura. Dlaczego? Zawsze lubiłam sama decydować o swoich zadaniach, lubię pracować we własnym rytmie, męczy mnie myśl o spotkaniach i pewnych czynnikach, nazwijmy to… motywacyjnych, które się odbywają w biurach po prostu dlatego, że są wpisane w procedury danej firmy. Ale jest też masa rzeczy, za którymi tęsknię i takich, z którymi mi trudno w samozatrudnieniu.
ZA CZYM TĘSKNIĘ PRACUJĄC NA SWOIM?
LUDZIE
Tak! Bardzo tęsknię za ludźmi. Za spotkaniami przy ekspresie do kawy, za wracaniem razem z pracy, za plotkami o projekcie, za kurtuazyjnymi rozmowami o imieninach cioci Krysi, za słodkimi poniedziałkami lub konkursami, podczas których wybieraliśmy najpyszniejsze chipsy z Biedry. Lubiłam tę ludzką różnorodność, lubiłam moje zespoły, lubiłam ten przymusowy kontakt z innymi i głupawkę pod koniec dnia, ale też rozprężenie po skończonym, wymagającym projekcie.
Chociaż zawsze w zespołach byłam trochę z boku i wolę wykonywać moją pracę samodzielnie, dynamika pracy solo jest przytłaczająca. Nikt nie rozumie, z czym się mierzę, nikogo nie obchodzą moje obecne przejścia, z nikim nie mogę podzielić się zajawką, zrobić burzy mózgów i multiplikować twórczej energii. Nie mam z kim przegadywać porażek ani świętować zawodowych sukcesów. Właśnie dlatego wybieram współpracowanie z innymi. Bardzo lubię tworzyć z innymi ludźmi i kiedy tylko jest taka okazja, staram się z niej korzystać. Ta iskra twórczego działania, ścierających się pomysłów i argumentów, żeby powstało COŚ, naprawdę mnie kręci. Z ostatnich takich współprac, z bardzo klawą firmą Essences zrobiliśmy herbatkę osiędbaniową. Ja rzuciłam pomysł, wyjaśniłam, co chciałabym uzyskać. Oni dali swoje doświadczenie i wiedzę. No i jest!
REGULARNOŚĆ
To zabrzmi bardzo dziwnie, ale… byłam szczuplejsza, bardziej wysportowana i lepiej odżywiona, kiedy pracowałam w korporacji. Mimo brudnych mikrofalówek i hektolitrów kawy, mimo niedosypiania, praca od 8:00 do 16:00 (mimo że przychodziłam do pracy później i często siedziałam dłużej) dawała jakiś konkret. Nie można było pić w tygodniu ani zabalować z Netflixem. Jedząc śniadanie wcześnie rano (nienawidziłam tego), robiłam się głodna już o 13:00 i MUSIAŁAM ZJEŚĆ, bo inaczej bym zabijała. Uświadamiam sobie to teraz, ucząc się ajurwedy. Zajmuję się osiędbaniem, ale mój tryb życia stracił na regularności. Czy jestem bardziej spokojna? Tak i nie. Czy bardziej wyspana? Tak. Czy nie stymuluję się kofeiną i batonami? Tak. Ale i tak, wiele regularności utraciłam. I bardzo mi jej brakuje.
CZY SIĘ STOI, CZY SIĘ LEŻY…
W jednoosobowej działalności odpowiadam za wszystko. Nawet jeśli mam osoby, które mi pomagają, to ja kieruję ich pracą. To mi musi zależeć, żeby im zależało. To moje terminy! Czasem ciężko jest zaplanować czas, bo kto przewidzi ból brzucha, albo migrenę? Kiedy byłam chora w pracy, po prostu brałam L4. Jasne, ze strachem, z ogromnymi wyrzutami sumienia, ale brałam, a praca, lepiej lub gorzej zrobiona, była wykonywana przez resztę zespołu. Teraz zachorowanie, gorsze samopoczucie lub brak weny mogą doprowadzić do utraty zlecenia, lub nawet klienta. Jednoosobowa działalność nie sprzyja też urlopom. Wcześniej wydawało mi się, że własna firma to możliwość podróżowania i bycia mobilną. Nie jest to cała prawda. Ciężko jest porzucić swój biznes na 7 dni, a co dopiero na miesiąc. Trzeba koordynować, odpowiadać na maile, wykonywać zadania, zajmować się księgowością, sprawdzać, czy zlecone zadania są wykonane na właściwym poziomie, nigdy nie ma 100% odcinki. Ciągle jestem w pracy.
SPOKÓJ
Tak, korporacja jest na maksa stresująca. Labilne szefowe, deadliny, ludzie zarządzający przez sianie strachu, strach o to, czy przedłużą umowę, czy będzie premia, co znów wymyślą. Dla mnie to było życie na ciągle podwyższonym kortyzolu. Praca dla kogoś dawała jednak też miłą i otulającą warstwę głębokiego spokoju. Nie myślałam o tym, jak zachować płynność finansową. Nie musiałam zastanawiać się nad pozyskiwaniem klientów, rozwojem strategii marki, nad tym, czy księgowe kwestie są dopięte, nad sprawami kadrowymi. Mogłam skupić się na swoich zadaniach, a we własnej działalności moim zadaniem jest wszystko. To duża wolność, ale też dużo stresu, który jest ze mną codziennie. Jeszcze nie wiem, jak sobie z nim radzić.
Nie sądzę, żeby praca na etacie zabierała więcej wolności niż prowadzenie własnej firmy. Myślę, że po prostu plusy i minusy są całkiem inne. Większa wolność w działaniu to więcej stresu i większa odpowiedzialność. Brak szefa to trudna sztuka samodyscypliny i motywowania się. Brak bata nad głową to walka ze sobą o higieniczny tryb życia i elementarną godność człowieka (nie siedzieć w dresie, nie pracować w pozycji półleżącej na kanapie, myć i układać włosy, wychodzić z domu, nawet kiedy nie trzeba, żeby nie zacząć szczekać na tramwaje). Znika jeden rodzaj stresu, ale pojawia się inny. Zresztą im jestem starsza, tym częściej widzę, że tak naprawdę wszystko jest tym samym, ma tylko różne odcienie. Można być szczęśliwą singielką i szczęśliwą osobą w związku. Można mieć wolność na etacie i wolność we własnej firmie. Można też być zawsze nieszczęśliwym, niezależnie od opcji. Plusy i minusy nie są wcale łatwe do zważenia, chyba po prostu… z pracą, jak z partnerem. Trzeba wybrać te wady, które możemy znieść i skupić się na zaletach, bo idealnych rozwiązań tu nie widzę.
Chcesz słuchać podcastu Rurki z kremem i mieć dostęp do wszystkich wpisów? Pomóż mi rozwijać Blimsien i wesprzyj mnie na Patronite, a w podziękowaniu odbierz hasła do dodatkowych treści!
♥

10 komentarzy
Dlatego ja wybrałam coś pomiędzy – B2B w średniej firmie IT. Bez korporacyjnego zapieprzu, ale ze stałą kasą i częścią benefitów. Bez stresu i nadgodzin, z elastyczną kasą i pracą zdalną. Ale i tak rozkminiam przejście na swoje 😉
Czyli mówisz o B2B, które IT często wykorzystują jako furtkę by nie zatrudniać u siebie? W tym sensie, że to Twój jedyny klient? Czy jak rozumiesz „przejście na swoje” skoro już jesteś jednym B? 🙂
Napisane w punkt:) Pracowałam 12lat w korporacji a od 5 lat mam własną działalność. Mam dokładnie te same przemyślenia. Dziękuję za ten tekst. Pozdrawiam serdecznie
Dzięki, prawda
Nie jest to mój jedyny klient, ogarniam też zlecenia 🙂
Przejście na swoje postrzegałabym jako ogarnianie tylko klientów. Tutaj mimo wszystko mam „etat” – pracuję te 8 godzin dziennie dla mojej firmy, mogę u nich także wziąć urlop (częsta praktyka w IT – dawanie urlopów nawet pracownikom na B2B). Czyli mam ten normowany czas pracy, ale jednocześnie pewną swobodę. Wiadomo, kwestie firmowe nadal trzeba ogarniać, ale stabilność jest zdecydowanie wyższa 🙂
Teraz rozumiem! Nigdy nie spotkałam się z tego typu praktyką!
. Dokladnie jest tak jak piszesz. Mam firmę od 22 lat i dochodzę do wniosku że w naszym kraju jest coraz ciężej prowadzić działalność. Jest tyle rzeczy o które trzeba zadbać żeby funkcjonować że nie ma czasu żeby skupić się na wykonywaniu zawodu.
@Aleksa Nie ściemniaj. Po prostu zostałaś zmuszona na „przejście na swoje”, żeby firma miała mniejsze zobowiązania wobec Ciebie. To żadna „praca na swoim” jeśli musisz tam być 8 h. Wiele firm, nawet dużych i znanych, to praktykuje.
Ula, masz racje. Od wszystkich w branzy IT slysze, ze musieli zalozyc wlasna dzialalnosc, zeby zostac zatrudnionym, ale pracuja jak w korporacji i tak, byl tylko przerzut podatkow i ubezpieczenia, zebys mogl troche wecej zarabiac jako jednoosobowa firma, a oni nie musza za Ciebie placic zusu.
Osobiscie jestem naukowcem i praca w centrum badawczym jest o wiele lepsza niz w korporacji, chociaz pracuje do 12 godzin dziennie z przerwami na powwrot do domu i dwa godzinne spacery z psem i w weekendy jeszcze nadrabiam z domu. Ale przynajmniej nie zmusza mnie polityka szefa czy marzenia o wydajnosci i statystykach, wystarczy kochac co sie robi.
Ula – niepokoi mnie sposób w jaki wyrażasz swoje myśli. Sądzę, że „nie ściemniaj” nie jest najmilszym początkiem. Proszę szanujemy się, nawet wyrażając własną opinię, po drugiej stronie jest człowiek.