Niewiarygodne! Doczekałyśmy czasów, kiedy weganizm i ekologia są piękne i mogą być luksusowe! To już nie jest trend tylko dla hippisów jedzących zgodnie z zasadami makrobiotyki. Teraz nie tylko kupisz wegańskie produkty w swoim osiedlowym sklepie, zjesz w eleganckiej organicznej restauracji, możesz też skorzystać z zabiegu dedykowanemu wegankom. Przynajmniej w Krakowie.
Witam Was w nowym cyklu zatytułowanym Wellness Piątek. Opowiadałam już kiedyś, jak moja współlokatorka Mitu, potrafiła prowadzić luksusowy styl życia, niezależnie od budżetu. Mitu miała swoje wellness piątki, kiedy chodziła ze znajomymi na kawę, a samotnie udawała się do sauny, na ćwiczenia albo w inny sposób dbała o siebie. Pamiętam jak z wywalonym językiem biegłam do pracy, podczas kiedy ona, brała gazetkę pod pachę i w najlepsze, szła się sobą zaopiekować. Bardzo spodobała mi się ta idea i teraz do niej wracam. Testuję dla Was różne nowinki z kategorii beauty/spa/wellness. A dzisiejsza to nie lada gratka!
Nie określam się w żaden sposób i nie lubię metki ani wegetariańskiej, ani wegańskiej, a jednak są rzeczy, na których mi zależy. Lubię kiedy w restauracjach menu jest dobrze opisane. Kiedy knajpa wie, że ryba nie jest warzywem, a kurczak nie jest wege. To wiele ułatwia. Rzut okiem i wiem czy coś jest dla mnie czy całkiem nie. Brakowało mi tego w salonach kosmetycznych. Oczywiście zawsze można dopytać czy dany kosmetyk spełnia nasze oczekiwania, ale bardzo często personel po prostu nie jest w stanie udzielić nam stosownej odpowiedzi. Oni nie mają pojęcia co jest wegańskie, co ekologiczne, co może zawierać składniki odzwierzęce. Nie wynika to nawet z niekompetencji, co z braku wprawy. Może powiedzą co ma żelatynę, ale nie pomyślą o zwierzęcych białkach czy śluzie ślimaka. Świadomość w zakresie tego co jest vegan, a co nie, nadal jest mała. Tym bardziej więc cieszy, że można ze spokojnym sumieniem iść na zabieg, który opiera się na certyfikowanych, wegańskich kosmetykach. Żadnych dodatkowych pytań.
Co podoba mi się jeszcze? Że ten styl życia staje się różnorodny. Dzięki temu łatwo jest dokonywać świadomych wyborów nie tylko w wieku lat 16, jadając warzywne burgery, ale można go dokonywać również w wieku lat 30 lub 45 bez poczucia straty. Moim zdaniem weganizm na tym wygrywa. Im więcej opcji tym lepiej. Ja sama na tej skali jestem uplasowana od zera do stu. Zarówno lubię zjeść paskudnego, sojowego fast fooda przed koncertem, gdzie horda spoconych, wytatuowanych ludzi zdziera gardła, jak i korzystać z usług czy produktów premium. Piszę i o jednym i o drugim, dziś jednak zabieram Was do krakowskiego salonu Dr. Legrand, znajdującego się nieopodal Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha.
Nie widzę powodu, żeby rozdrabniać się nad wyglądem salonu. Jest dokładnie tak, jak myślicie, że jest. Spokojna muzyka, jasne kolory, wyciszenie. Ładnie, czysto, relaksująco. Personel bardzo pomocny i życzliwy. Wybieram dla siebie zabieg VEGAN. Jego celem jest nawilżenie mojej skóry, przywrócenie jej blasku, jędrności, ujednolicenie kolorytu i oczyszczenie jej. Bingo! W sam raz na jesień. Zabieg trwa około godziny i jest bardzo relaksujący. Obszar działania to twarz, szyja, dekolt. Skóra jest masowana delikatnymi ruchami, bo masaż ma działanie zarówno odprężające jak i wspomagające wchłanianie kosmetyków.
Zaczynamy od dokładnego oczyszczenia skóry mleczkiem do demakijażu i zastosowania toniku bazującego na ekstrakcie ze świetlika i soku z aloesu. Przy każdej czynności jestem informowana co dokładnie zawiera stosowany właśnie kosmetyk i co dobrego zrobi dla mojej skóry. Wcześniej udzieliłam szczegółowego wywiadu dotyczącego tego, co ze sobą robię, a czego nie i w jakiej ogólnej kondycji zdrowotnej jestem. Mimo to odpowiadam jeszcze na pytania podczas zabiegu, a prowadząca go udziela mi porad, co jest bardzo przydatne. Moja skóra nie ma ostatnio zmian trądzikowych więc możemy zrobić łagodny peeling mechaniczny. Drobinkami ścierającymi naskórek są tu pokruszone łupinki orzecha shea. Lubię peelingi! Potem przechodzimy do turbonawilżania i rozświetlania. Jedną nogą jestem już w 30 roku mojego pięknego życia i doszłam ostatnio do wniosku, że czas zacząć profilaktykę przeciwstarzeniową. Pierwsze zmarszczki, te sprawy! Serum rozświetlające bazuje na alpejskich ziołach i kwasie hialuronowym to dopiero początek. Chwilę później aplikowany jest krem ujędrniający i przeciwzmarszczkowy. Ma poprawić kontur mojej twarzy i ujędrnić ją. Po jednym zabiegu, raczej na to nie liczę, ale leżę plackiem i czuję się Afrodytą 😉 Jeszcze tylko krem pod oczy i kolejny pielęgnujący nawilżacz, podobnie jak krem przeciwzmarszczkowy bazuje na lucernie i ma stymulować syntezę kolagenu. Trochę dużo tego! W skład niektórych kosmetyków wchodził olejek kokosowy, o którym wiem, że zapycha i nie jest dobry dla mojej twarzy. Zastanawiam się czy taka ilość nawilżających kosmetyków nie zapcha moich porów, ani nie przekarmi skóry (wtedy zamiast rozświetlenia i nawilżenia skóra staje się tłusta, kapryśna i „rozpulchniona”), ale nic takiego na szczęście się nie dzieje.
Zabieg faktycznie jest bardzo delikatny i odprężający. Mimo to moja buzia jest zaczerwieniona. Wellness tego dnia już się skończył, znów wskakuję w swój aktywny tryb, mam sporo rzeczy do załatwienia. Szczęśliwie w Dr. Legrand, każdy zabieg może się zakończyć aplikacją mineralnego podkładu. Jestem podejrzliwa, bo wiadomo, że wiele kosmetyków tylko udaje mineralne, w rzeczywistości wcale takimi nie będąc. Ja, odkąd poprawiła się moja skóra, bardzo uważam co na nią nakładam. Promineral jest jednak klasycznym, 100% mineralnym, sypkim podkładem. Ujednolica kolor mojej skóry. Dokładam swój własny tusz do rzęs i jestem gotowa na dalszy ciąg dnia. Z tego wszystkiego zapominam zapytać czy w Dr. Legrand w ogóle można kupić kosmetyki użyte w zabiegu Vegan. A wiecie? Kupiłabym! Wyszłam stamtąd naprawdę odprężona, skóra była nawilżona i miała ładny kolor. Monitorowałam ją jeszcze przez kilka dni i nie przybyło żadnych podrażnień ani niedoskonałości. Sukces!
Cały zabieg opierał się na linii produktów firmy Janssen. Są one certyfikowane przez NaTrue, wszystkie składniki pochodzą z upraw ekologicznych – więc mamy pewność, że kosmetyki dbają nie tylko o nas, ale też o planetę. To mi się BARDZO PODOBA. Jeśli chodzi o składy też jest obiecująco. Kosmetyki z tej linii nie zawierają olejów mineralnych, parabenów, parafiny, silikonów, barwników, formaldehydu, pochodnej ropy naftowej i substancji syntetycznych ♥
A jak jest w Waszych miastach? Macie opcję pielęgnacji eko/vegan w salonach kosmetycznych? Czy to już powszechny trend? Dajcie znać w komentarzach, jestem bardzo ciekawa.
6 komentarzy
Niedawno odwiedziłam wegański salon kosmetyczny w Szczecinie! Nazywa się „Pracownia Kosmetyki Naturalnej”, wszystkie zabiegi są wegańskie i naturalne i na miejscu można kupić ręcznie robione kosmetyki:)
Martyna – serio? W Szczecinie? Wowwowwow! Fantastycznie. Może odwiedzę jak będę następnym razem. Każde takie miejsce na polskiej mapie cieszy!
Ja pracuje w lushu wiec wszystkie moje kosmetyki sa w 100% dobre dla planety! ♡
Ola – ale zazdro <3
Blum, a słyszałaś o salonie Ecopositive na Bronowickiej? http://www.ecopositive.com.pl/onas.html
Mają w ofercie m. inn. podkłady mineralne Ecolore- vegan friendly, polecam je bardzo- nie zapychają porów i nie odstraszają ceną. Nie mogłam znaleźć potwierdzenia w sieci, ale to chyba polska marka (jeśli rzeczywiście, to datkowy plus, przynajmniej dla mnie)
Aga – nie słyszałam! Wygląda na to, że w ogóle nie byłam w temacie pielęgnacji naturalnej w salonach, ale fajnie, że trochę tych opcji jest.
Za to mój następny eksperyment to będzie floating!