Od kilku lat co roku planuję lepiej układać sobie kalendarz i co roku życie mnie zaskakuje, jak zima polskich drogowców. I tak potem wychodzi, że taki wrzesień, który miał być momentem mobilizacji zawodowej po dość nieudanym sierpniowym urlopie, okazał się obfitować we wrażenia, a zapału do pracy było jak na lekarstwo. Normalnie zacisnęłabym pewnie zęby, ale nie tym razem. Chciałam nacieszyć się ostatnimi promieniami słońca, bo tegoroczne lato nie było dla mnie łaskawe.
Pomijając pogodę, do końca lipca pracowałam jak mróweczka nad książką, w sierpniu miałam urlop, ale wiało i lało, a ten pracowity i słoneczny lipiec, który tak uwielbiam, bo można w sukience i z gołą nogą powitał mnie wysypką, która trwała równo 6 tygodni i ani dnia mniej. Trzeba się życiem cieszyć tak szybko, jak to możliwe. Nie ma co odkładać na potem, mówię Wam. Dlatego wrześniowe migawki będą pojawiać się tu aż w trzech porcjach. Nie chciałabym was zanudzić. Pierwsza z nich to fotomigawki z Mazur i Gdyni.
Nie ukrywam, że zachęcona komplementami z waszych ust, zaczęłam częściej dbać o to, by aparatu używać nie tylko do robienia zdjęć potraw i choć na Mazurach zawitaliśmy dosłownie na niecałą dobę, Luna zdążyła wykopać kilka okazałych dziur i dostać szajby na punkcie stada żurawi, ja poczytałam książkę oraz wypiliśmy z gospodarzami wino patrząc w bardzo czarną nicość. I choć był to wyjazd zawodowy i ekspresowy, udało mi się złapać kilka kadrów oddających nastrój chwili.
Czasem mam wrażenie, że Luna chociaż bardzo mnie kocha, gdyby tylko mogła spakowałaby mi walizki i zajęła moje miejsce u boku wyżej zobrazowanego ; ).
Lubię Warszawę, ale ten spokój…
Romantyczna i nierozważna.
Polska jest taka piękna! To samo można powiedzieć o wrzesniowym światełku, które nie jest już tak jaskrawe i palące, a raczej rozlewa się po liściach, budynkach i gałęziach miedzianym blaskiem. Nie mogę się napatrzeć!
Ona już widzi oczami wyobraźni, jak gania po polach. Nie wie jeszcze tylko, że pod koniec tej wycieczki czeka na nią nowy kumpel, który będzie uprawiał z nią zapasy aż biedna padnie z przebodźcowania. Ale jakby co – popilnuje jej też, gdy ta będzie kopać.
To niezbyt dobre zdjęcie mojego ukochanego samochodu. Z chusty, którą mam od lat zrobiłam zasłonkę, by słońce nie prażyły Luny w Zadek.
Czy to ten moment, w którym ja robię zdjęcia wszystkim, a mi nikt? Owszem. Jestem figurą ojca w tej rodzinie. Brakuje tylko dad jokes, ale szybko się uczę.
Kiedy dojeżdżaliśmy na Mazury było już tak.
Czasu starczyło już tylko na lampkę wina w dobrym towarzystwie.
I oglądanie wschodu księżyca. Uwielbiam wyglądać go, kiedy nie jest jeszcze całkiem ciemno. Te chwile, kiedy niebo stroi się w swoją wieczorową sukienkę mają w sobie coś z magii.
I kiedy jedni ruszyli do pracy, inni mieli czas na kawę z widokiem.
I na lekturę książki. Nie polecam jej jednak laikom jest ciężka jak sto kilo gruzu. Nawet ja dziobię ją po kilka stron na raz.
Potem pozostało już tylko szybko się spakować i ruszyć w drogę. Ja byłam centrum dowodzenia i szukałam dla nas na szybko noclegu w Gdyni z psem. Ceny hoteli dosłownie wystrzeliły w kosmos. Wszędzie zajęte lub po 800 zł za hotelową dobę. Finalnie skończyliśmy na Bookingu w paskudnym mieszkaniu podzielonym na pokoje norki. Bardzo współczuję ludziom, którzy mają takie mieszkania za „sąsiadów”. To rozwala więzi społeczne, a na klatce zamiast uprzejmego dzień dobry masz tłukących się turystów z walizkami.
A spieszno nam było do Gdyni, bo nie chcieliśmy spóźnić się na premierę Mistrza i Małgorzaty w Teatrze Muzycznym. Byłyście? Widziałyście?
Przez chwilę dałam się nabrać, że te parasole są sprzed dekad, a to chyba nowe.
Bałtyk w Gdyni jest całkiem inny niż to, co znam z mojej zachodniej części wybrzeża.
Było dość szaro i pochmurnie, ale i tak byliśmy zadowoleni, bo miało padać przez cały weekend.
Bardzo lubię w Lunie to, jaka jest pogodna. Lubi ludzi, ma cierpliwość do dzieci, kocha podróżować, dobrze znosi zmiany miejsc i jest zawsze zadowolona. Czy to plaża, skały, góry, śnieg, upał, łąka, las, morze czy jezioro, a nawet kajak na rzece – ona jest szczęśliwa i zawsze z nami. Kilka lat temu, gdy ją adoptowaliśmy wielu internautów robiło mi wyrzuty, że czemu rasowa, czemu taka młoda, czemu nie ze schroniska tylko DT. A ja wiedziałam co możemy dać, a czego nie, z czym sobie poradzimy, a co nas przerośnie. I gdyby poszło nie tak, to my bylibyśmy obwiniani, że wzięliśmy sobie zwierzę, z którym sobie nie poradziliśmy. Dziś gratuluję sobie głośno decyzji o adopcji Luny. Nie tylko udało nam się przywrócić jej zdrowie, to jeszcze naprawdę widać, że jest z nami szczęśliwa. A my z nią! Nie wyobrażamy sobie bez niej życia, a wszystko, co odwala (a odwala) umiemy póki co ogarnąć.
A jednak! Załapałam się.
Przez cały pobyt zachodziłam w głowę – o co chodzi z tą rukolą? Dlaczego wszędzie tam rośnie dziko tyle rukoli? Zrywam, wącham, smakuję – no rukola jak nic. Przy śmietnikach, na plaży, na trawnikach. Okazało się potem, że to dwurząd wąskolistny. Nie mam pojęcia, jak można je odróżnić. I on też jest jadalny. I smakuje tak samo (sprawdzone info).
Jedynym minusem gdyńskiego wyjazdu było jedzenie. Nic nas nie zachwyciło, a szukaliśmy śniadania z przewodnikami z Kukbuka lub Ust. Trafiliśmy do knajpki w centrum, gdzie była masa ludzi z pieskami, a do kibelka szło się przez jakieś dziwne biuro z makietami. Było ok, ale szału nie było. W Rewie wybraliśmy za to surferską pizzę z prawdziwego pieca. Kapcie nam nie spadły, choć było smacznie. Może podrzucicie w komentarzach ulubione gdyńskie miejscówki? Na pewno przydadzą się na później.
Przepraszam? Czy ja wam przeszkadzam?
Uważna obserwatorka od razu zauważy jak zrobiłam to zdjęcie.
Bardzo się zdziwiłam widząc na polskiej plaży dłoń kraba. Okazało się, że owszem, mamy w Bałtyku kraby, ale raczej właśnie w tej jego części niż na zachodnim wybrzeżu. To Krabik amerykański – mały, ale intruz. Przypłynął do nas z daleka i trochę sieje spustoszenie. Uwielbiam się dowiadywać nowych rzeczy w ten sposób. Tego samego dnia dowiedziałam się o istnieniu wszy morskich. W Bałtyku. Nie są groźne i zainteresowane człowiekiem.
Wszystkie trzy „rzeczy”, które lubię najbardziej: jego, ją i sporty wodne!
I to już wszystko na dziś. Od kilku dni ewidencjonuję czas, jaki poświęcam na różne czynności. Wiecie, że dodanie tego nie najdłuższego przecież wpisu zajęło mi równo 65 minut? To dużo, bo publikuję go przed korektą tekstu (zrobię to potem), za to na obróbkę i wybór zdjęć poświęciłam czas już wcześniej. Bardzo mnie intryguje ostatnio dyskusja zarówno o zalewie treściami, jak i tym, że owszem, blogowanie czy social media to praca. Przeraziłam się widząc, że mój telefon podliczył mi ostatnio 7 h przed ekranem. Także z czystej ciekawości sprawdzam i będę się z wami dzielić ile zajmuje zrobienie takich „niewidzialnych”czynności.

11 komentarzy
A co masz na myśli pisząc, ze wybrzeże zachodnie jest inne od wschodniego? Jakie dostrzegasz różnice? Zaciekawiło mnie to jako entuzjastkę wybrzeża. Pozdrawiam
„słoneczny lipiec, który tak uwielbiam, bo można w sukience i z gołą nogą powitał mnie wysypką, która trwała równo 6 tygodni i ani dnia mniej. Trzeba się życiem cieszyć tak szybko, jak to możliwe.”
Ludzie z powaznymi chorobami i zmianami skornymi dziekuja za ten sarkazm, wsparcie kobiet w kobiecym kregu poziom milion.
Jak zwykle klimatycznie, zdjęcie z łapką Luny na Maharadży i opis mnie rozbawiło szczerze😍😍😍
Basia – zachodnie mają szersze plaże, wyższe klify i nie za wiele takich miejskich plaż, że od razu tkanka miasta mocno wgryza się w plażę. Nie ma też zatok gdzie z jednej strony Bałtyk, a z drugiej słodka woda a tu nie tylko Hel ale i właśnie okolice Rewy. To takich atrakcji my w Rewalu i Pobierowie nie mamy :).
Zocha – nie rozumiem Twojego komentarza, bo przytoczone przez ciebie zdanie nie ma w sobie żadnego sarkazmu. Ma w sobie za to wiele z postanowienia, by cieszyć się życiem tu i teraz, zamiast w oczekiwaniu na idealne warunki, gdyż te mogą nie nadejść. Ot co.
Jak to się przyjemnie ogląda! 😳🤭
Oj, chyba musisz więcej tej części wybrzeża zobaczyć. W samej gdyni jest klif, sprawdz sobie klif Orłowo, całą Jastrzębia Góra to klify. Zaraz obok są Białe Błota, gdzie są najszersze plaże w Polsce. No i też nie wiem o jakiej słodkiej wodzie mówisz? Zatoka Pucka to przecież część zatoki Gdańskiej, a to zatoka Bałtyku? Rzuć okiem na mapę
Basiu – ja wiem, co wynika z mapy, może niesłusznie tak mi powiedziano, że w zatoce słodsza. Nie rozkminiałam tego w sumie, więc dzięki :). A plaże inne, no ale wiadomo, że nie widziałam wszystkich na pomorzu, tak jak i możnaby uznać, że Kołobrzeg i Międzyzdroje są dość miejskie w kontekście plaży. Nie umiem tego wyjaśnić, dla mnie klimat tych miejsc jest po prostu inny o_o.
Viva la pizza, Bergamo, Serio, śniadania w Cyganerii, Szmaragdowa, Kofeina… można by tak wymieniać bez końca wymieniać pyszne miejsca w Gdyni!
Miejscówek w Gdyni jest duuużo! 🙂 Pizza w Viva La Pizza/ Mąka i kawa/ Czerwony Piec/ Gdynianka (tu taka na gruuubaśnym cieście). Pyszne wege jedzonko w Falla lub Syto (są obok siebie). Azjatyckie w Lolo Thai Jolo/ Ram Ram Ji (ale tam nie ma gdzie usiąść)/ Neon/ Haos. Pyszka burger to Baranola albo Śródmieście albo Pasibus. W Honolulu są pyszka burgery z owocami morza jeśli lubisz. Greckie jedzonko można znaleźć w Zante. Jest w czym wybierać 🙂
Och dzięki Kasiu, na przyszłość mam zatem już cały przewodnik. Mam nadzieję, że inni też skorzystają. 🙂