_MG_0588

Czasami ludzie pytają mnie, co rozumiem mówiąc, że żyję swoim rock’n’rollowym snem. Przecież nie gram w kapeli, przecież nie wciągam koksu jak odkurzacz, a zielone szejki nie są znów zbyt na punku. Serio Blimsien, co rokendrollowego jest w medytacji? A dla mnie rokendrollowe życie zawsze oznaczało, że robię to co chcę, jak chcę, z kim chcę i kiedy chcę.

Ponad rok temu podjęłam najlepszą decyzję swojego życia. Była to decyzja, żeby wyjść z głowy, z intelektu i zejść niżej. Do serca. Zawsze zazdrościłam ludziom powołania. Wyższego celu. Moje życie wydawało mi się jałowe i bezsensowne. Ot, kaskada powtarzających się czynności, wyznaczanie celu, osiąganie celu, krótka radość i tak od nowa. Wszystko to przeplatane aktami hedonizmu, tak typowymi dla mojego pokolenia, często autodestrukcyjnymi, ale jak fajnie, jak fajnie było puścić lejce. Nachlać się i przez chwilę znów być dzieckiem, które umiera ze śmiechu, włócząc się ze znajomymi po klubach. Itepe itede.

Wydawało mi się, że może gdybym była bardziej artystyczna, oddychała sztuką, to wtedy miałabym to coś, co kieruje moim życiem. Ale chociaż jestem zdolna i kreatywna, chociaż i napiszę i narysuję i zaprojektuję i wymyślę, nie jestem geniuszem. Moje życie nie jest podporządkowane sztuce. Mogę mieć pomysły i być twórcza, nie będę za to raczej artystką. Jakże dziwnym wydać się więc może fakt, że podjęłam świadomą decyzję, która z czasem, zamieniła się w najprawdziwsze powołanie.

Uznałam, że choćby nie wiem co, będę poddaną swojego serca. Mogę sobie oceniać, że chyba zwariowało, mogę się bać, mogę dostawać fisia, analizować, nastraszać się i biadolić. Ale to jest moje życiowe zobowiązanie – podążać za pieśnią mojego serca. Za jego pragnieniem. Za jego intuicją. I ponieść tego wszystkie konsekwencje.

Patetyczne bzdury – ocenia mój móżdżek. Pieśń serca. Lol. Ale Ci odbiło.

Mhmmm – mówię przeciągle i robię swoje. Każdy z nas raczej się myli. Trzeba dla siebie wybrać jakieś coś. I ja z pośród absolutnie wszystkiego, wybrałam właśnie to. Bycie autentyczną i działanie w zgodzie ze swoimi najgłębszymi potrzebami.

Zadając sobie codziennie pytanie „co karmi Twoją duszę? Czego ona pragnie?” dowiedziałam się wielu rzeczy:

  • moja dusza nie pragnie z nikim rywalizować, raczej woli kroczyć w swoim rytmie, w kierunku tylko sobie znanym.
  • ubrania, przedmioty, samochody, ani stabilizacja nie są karmą dla mojej duszy. Ona nie chce chodzić po galeriach handlowych i nie interesuje jej „społeczne pozycjonowanie”. Moja dusza ma w nosie torebki LV dla wannabe nuworyszy, restauracje z białymi obrusami, ale też niezbyt się przejmuje czy moje ciało ma płaski brzuszek.
  • uważa, że nie jest stworzona do zarabiania pieniędzy i budowania kariery, to mogą być uboczne skutki zaangażowania w projekty, ale główkowanie nad strategią wspięcia się po drabinie sprawia, że moja dusza ziewa znudzona i dłubie w nosie.
  • uważa, że linearny sposób patrzenia na życie jest błędny. Nie ma osi od narodzin do śmierci. Jest spirala. Jest perspektywa horyzontalna. Dusza porusza się na planie życia jak dziecko na placu zabaw. Napędza ją ciekawość świata, a nie sztywna, z góry narzucona struktura. Jest żywa!
  • chce dzielić się z innymi, zamiast trzymać dla siebie.
  • nie chce gromadzić, wie, że wszystko przepływa swobodnie i nie ma nad tym kontroli
  • chce się ubrudzić. Całkiem serio! Dusza pcha w błoto, w krzaczory, w dzicz. Dusza chce zmysłowego seksu, jedzenia, wygrzewania się na słońcu. Chce połączenia. Nie chce lateksu, nie chce stroju kąpielowego w jeziorze, chce dotykać wszystkiego i wszystko poczuć.
  • miasto zaczyna ją męczyć, natura cieszyć. Szuka wyciszenia i bycia w tu i teraz.

No i klops. Czasami drapię się po głowie i zastanawiam jak zabezpieczyć tyły. Mój Tato, który wieścił, że Argentyńczyk Rulo utnie mi łeb przy samych cyckach, mówi „tak się nie da żyć, nie da się tak żyć.” I ja zauważam, że ja przez całe swoje życie realizowałam ten projekt – Trzeba iść do szkoły i mieć pomysł na biznes. Trzeba zarabiać i jeździć na wakacje. Latem nad morze, zimą w góry. Trzeba mieć faceta, który jest zaradny, mocno stoi na ziemi i ogarnia rodzinę. Trzeba mieć rodzinę. Trzeba być kontrolującą, zaradną i samodzielną. Trzeba kupić mieszkanie. Trzeba wiedzieć co się robi kilka kroków na przód. Mieć plan. Trzymać rękę na pulsie.

A ja nie chcę. Zauważam teraz ile różnych jest dróg i co naprawdę można wybrać. Codzienne odpowiadanie sobie na pytanie „co sprawia, że chce Ci się żyć?” powoduje, że ciekawość świata, popycha mnie do tego, co naprawdę mnie interesuje i inspiruje. Sprawia, że jestem radosna i żywa. Nasycam się wspomnieniami, rozmowami i odczuciami bardziej niż myślami, zadaniami i analizą. A ponieważ duszy naprawdę nie interesuje czy osiągniesz cel, dusza zorientowana jest na proces, nie ma tego zjazdu, że oto cel-pal i po osiągnięciu sukcesu i świętowaniu zwycięstwa, haj spada, wpadamy w dół i zaczynamy się mozolić od nowa, jak Syzyf.

Żeby oddać prawdę, muszę też powiedzieć, że borykam się z konsekwencjami. Na przykład, totalnie przestało mnie interesować robienie ciuchów w branży szybkiej modry. Robiłam to, bez zajawki, bez przekonania, bez poczucia sensu. Bo jaki jest sens w żyłowaniu kolejnego i kolejnego trendu? Robiłam to latami i kiedyś mnie cieszyło, ale jakiś czas temu przestało. Oczywiście zrezygnowanie z pracy w momencie kiedy nie masz nic na zakładkę, nie mieściło mi się w głowie. Ale moja dusza już hen-hen jak balonik szybowała gdzie indziej. Rano jadąc do pracy cieszyłam się przejażdżką na rowerze, liczyłam ile wyżyję z oszczędności, jakby co. W ogóle mojej duszy nie zdziwiło, gdy okazało się, że szukają świeżej krwi na moje miejsce. Podskoczyła we mnie i powiedziała „o to chodziło, to jak transfuzja, chodźmy!”. Ze skutkami tego postępowania borykam się ja. Mam o wiele mniej pieniędzy niż wcześniej, a wcześniej wcale nie było ich dużo. Odrzuciłam ostatnio dwie propozycje pracy w moim zawodzie. Nie zmuszę się.

Co dalej? Nie wiem. Jeszcze nie wiem. W moim życiu nic nie jest pewne, trwałe, ani stabilne. Ale wszystko jest dotlenione, witalne, świeże, nabuzowane. Wszystko jest żywe. Ja jestem żywa. W moim życiu, tak samo jak w punkowym graniu, nigdy nie chodziło o perfekcję, raczej o prawo do nieograniczonej ekspresji. Niewiedzy więc, nie przyjmuję z lękiem. Raczej z otwartymi oczami, otwartym sercem i ciekawością dziecka. Dorosły we mnie jest mocno zafrasowany. Ale szczerze?

Nigdy chyba nie czułam się lepiej!

A Ty? Jesteś żywa? Co sprawia, że Twoje serce śpiewa? Czego chce Twoja dusza? Co możesz zrobić, żeby ją nakarmić?

 

 

 

 

 

...

15 komentarzy

  1. Wilczanka

    Nic mnie tak nie przeraża jak fakt, że najpierw musisz się uczyć, żeby dostać się do dobrej szkoły, potem na studia, żeby znaleźć dobrą pracę, żeby, a jakże, zarabiać dużo pieniędzy. Przeraża mnie etat. Ale nie ma się co czarować, nasz świat urządzony jest tak, że jeśli nie zamierzasz spierdolić do Indii/innego odległego miejsca, żeby podróżować tam stopem i liczyć na dobroć przypadkowych ludzi – to niestety hajs trzeba mieć. Wiele rzeczy można sobie odpuścić, ale gdzie leży ten złoty środek? Trzeba opłacić jakiś czynsz, rachunki. Coś zjeść. Jeśli ma się zwierzęta – one też muszą coś jeść. A jeśli zachorują? A jeśli zachoruję ja? Te właśnie pytania mnie powstrzymują przed „rzuceniem wszystkiego i wyjechaniu w Bieszczady”. Odrzuciłaś oferty pracy w swoim zawodzie, ale zapewne jakąś pracę w końcu będziesz mieć – może w zupełnie innej branży, bardziej zgodnej ze stanem swojej duszy, ale jednak 🙂

  2. Blum

    Wilczanka – ależ oczywiście, ja cały czas pracuję! Mam stałych klientów, dla których piszę, napisałam e-booka, piszę dla portali i gazet, więc nie jest tak, że leżę i pachnę 🙂

  3. Ania L.

    @Blum, tak BARDZO wiem co masz na mysli.. To co karmi Twoja dusze, karmi tez moja – caly tekst bardzo ze mna rezonuje. Jestem jednak wciaz przed tym krokiem calkowitego poddania sie swojej duszy i podazania zawsze za jej glosem.. Robie duzo rzeczy, ktore ja karmia, ale nadal mam tez garstke rzeczy, ktore ja dusza. I szukam tej odwagi i kopa, ktory pomoze mi glosno powiedziec „znikam, arrivederci”. I zamienie tych dementorow na akcje i realizacje tego, co tak silnie gra mi w duszy. Dziekuje ze podzielilas sie swoja historia 🙂

  4. magdafrajer

    Blum, całkiem w sedno. Moi najbliżsi nie potrafią zrozumieć mojego łaknienia życia i rezygnowania z pewnych elementów, jeśli coś nie daje mi radości. Nie lubię przyzwyczajenia, przywiązania i myślenia, że za wiele zainwestowałam, by rezygnować. Chcę żyć, a nie egzystować w spokoju i bez zmartwień. Moi znajomi na hura biorą śluby, gniją w nielubianych firmach na znienawidzonych posadach, a ja a to dzwigam ciężary, a to biegam w błocie, a to kopię i boksuje na miau thaiu. Zmieniam dobrą pracę na niewiadomą i jak się okazuje dużo lepszą. Brnę w dziwne znajomości, bo interesuje mnie złożoność ludzi. Dużo się uczę. Żyje jak chcę, a podporządkowanie odbiera mi całą przyjemność.

  5. Blum

    Aniu – planuję się dzielić także jej kontynuacją. Zobaczymy gdzie mnie ta dusza rogata zaprowadzi. Myślę, że ciekawie patrzeć na to zboku 🙂

  6. Kibicuję ci z całego serca – jakie to życie, kiedy tak naprawdę jesteś trupem? Fajnie, że wzięłaś sprawy we własne ręce i odżyłaś. Przecież o to właśnie chodzi. A pieniądze zawsze się znajdą w przeciwieństwie do utraconego czasu.

  7. Blum, twoje teksty ostatnio wspolgraja z tym, co mi w duszy gra. Jestem na etapie posiadania dobrej pracy w dobrym zawodzie- jak to mowi moja babcia. Co z tego, kiedy moje dni wygladaja tak samo? Probuje sie przekonac, ze rutyna nie jest zla (mam przecież swoje codzienne rytuały, które celebruję) ale siedząc przy komputerze myślę nad alternatywnymi rzeczami które mogłabym robić… Nic nie zmieniam, boję się wyjść na rozpieszczoną dziewczynkę, której wszystko się nudzi. Do równowagi przywraca mnie joga, która na szczęście pozwala mi skoncentrować się na tu i teraz, które wcale nie jest takie złe… Dziękuję Ci za teksty opisujące Twoją ścieżkę- inspirujesz, żeby jednak nie bać się zmian.

  8. Sama nie umiem w pełni przekształcić swojego myślenia na odsercowe. 😉 Uważam też, że to pełni szczęścia (przynajmniej u mnie to się sprawdza) potrzeba odrobiny serca, intuicji i spontanu, ale też odrobiny zdrowego rozsądku. 🙂

  9. Blum

    Kingsley – ja widze to tak, że serce mówi dokąd a główka i reszta rozkminia jak to ogarnąć 🙂

  10. Cóż, ja sama nie mam planu od A do B, nie chcę iść wyznaczoną, utartą, schematyczną ścieżką.. Bo nie wiem co dalej, naprawdę. Sama się ostatnio gubię i nie wiem czy to powyjazdowa depresja czy też aura( we wtorek wróciłam z cudownego Krakowa), ale mam wrażenie, że egzystuję, że robię coś od do, że grzęznę, a przestaję się rozwijać. Potrzebowałam takiego otrzeźwienia, dziękuję!!

  11. monika.alicja

    Mnie właśnie w piątek, tuż przed Świętami, zwolnili z pracy. Z pracy, do której nie zbyt byłam stworzona tak naprawdę, no ale pracować trzeba. Jasne, że mam gdzieś z tyłu głowy „co teraz?” ale przede wszystkim poczułam tak wielką niewyobrażalną wolność i radość. Nawet mój narzeczony stwierdził, że dawno nie biło ode mnie tyle szczęścia i nie wychodziło ze mnie wszystkimi porami. Jestem niczym troskliwy miś – czy ktoś pamięta jeszcze tę bajkę?

  12. Blum

    Monika – poczułam się tak samo jak dostałam wypowiedzenie 🙂

  13. Boże odnalazłam kobietę, którą czytałam zawsze na photoblogu. Uwielbiałam twoje wpisy. Tyle do nadrobienia ! 🙂

  14. Blum

    Aleksanda Muller – no dzień dobry kochana, zapraszam po przerwie 😀

  15. Kurczę tak czytam Twojego bloga niemal od początku, bo po przeczytaniu ksiazki wciąż mi mało ale… co jeśli się nie słyszy swojego serca? Nie wie się czego chce?

Leave a Reply

.