Category

Inne

Category

Jakim rodzajem rogalika jesteś? Którym kotem jesteś dziś? A jakby to było dowiedzieć się, jakie energie grają w tobie i zobaczyć, że może wpisują się w jakiś szerszy schemat, który sprawia, że… lubisz konkretne jedzenie, pogodę, mówisz w określony sposób lub ciągle obijasz się o meble, lub wręcz przeciwnie – zawsze masz wszystko pod kontrolą a parkowanie na milimetry to twoja specjalność.

Ajurweda ma odpowiedzi na te pytania i widzi to tak: przychodzimy na świat z czymś jakby DNA – mamy określoną grubość kości, gęstość włosów, tendencję do próchnicy i temperament. Ale mamy też coś jakby ekspresję genów, czyli to jak żyjemy. Inaczej na 5 kawach dziennie i zarywając nocki, inaczej będąc rentierką. Inaczej żyjąc w Maroku, inaczej w wysuniętej na północ Norwegii.

Nasz cel? Chcemy, żeby styl życia wygładzał nasze ostre kanty, łagodził je, wspierał nas w błyszczeniu potencjałem i niekoniecznie pogłębianiu naszych wad. A żeby to zrobić, warto zrobić TEST NA DOSZE.

Co prawda, ja od lat mówię, że testów nie lubię (kliknij, żeby dowiedzieć się dlaczego) , ale nieustannie mnie o nie pytacie. Stworzyłam własny i będę go ulepszać. Nie widzi Cię w niuansach i nie zrobi diagnozy jak robimy to na konsultacjach, ale jest zabawny, lekki i edukacyjny. Będziesz mogła przemyśleć, jak to było u ciebie zawsze, a jak jest teraz i dostaniesz zarys dominującej doszy z DNA i dominującej na teraz.

I gdybyś chciała jeszcze bardziej porozkminiać czy “taka pani uroda” i trzeba się z tematem pogodzić, czy może jednak warto coś zmienić, przygotowałam dla Ciebie o tym odcinek podkastu Rurki z kremem. Do wysłuchania całkiem za darmo (kliknij tu).

 

Pracuję ostatnio nad wieloma rzeczami, a jedną z nich był kurs audio, który jest odpowiedzią na “od czego zacząć z ajurwedą”.  Zaorałam dzięki niemunewralgiczną kwestię – nie rozumiem, jak dobrać zalecenia do siebie i jak sobie pomóc? Spokojnie, nie rzucam tam znaczną ilością sanskrytu i nie chcę z Ciebie zrobić specjalistki od ajurwedy. W formie krótkich ok 30 minutowych lekcji chcę opowiedzieć Ci o doszach i jak o nie dbać. Pokazuję, jak rozumieć je w sobie i dlaczego pytanie “jaką doszą jestem” nie jest najbardziej fortunne. Dużo lepiej zapytać “która dosza mi teraz daje w kość”? Nie przywiązuj się do etykietek. Mało kto jest czystą vatą, jedynie pittą lub kaphą. I jeśli myślisz sobie “no z ciała jakby bardziej kapha, ale w głowie przecież ambitna, nieustępliwa jak pitta, to znów problemy ze snem i kołowrotek myśli mam całkiem jak vata, kim w końcu jestem?” to ten produkt jest dla Ciebie. Pokazuje jak przypisywać cechy do danej doszy i jak się nimi opiekować. A ponieważ to podstawa podstaw, chcę też, by była w super cenie i aktualnie kupisz całą tę zabawnie podaną wiedzę za 139 zł. Zakładaj wygodne buty, słuchawki w uszy i weź mnie ze sobą na spacer!

KLIKNIJ TU, ŻEBY OBWĄCHAĆ DOSZE BEZ SPINY

Program grupowy dla kobiet, które chcą poczuć pełnię życia – w ciele, w portfelu i w codzienności.

Czujesz, że żyjesz „na głodzie”? Nie materialnym, ale emocjonalnym, energetycznym – jakbyś odmawiała sobie przyjemności, czasu, lekkości, obfitości? Ten kurs jest dla Ciebie, jeśli pragniesz to zmienić w bezpieczny, dojrzały i czujący sposób – bez afirmacji na siłę, ale z pracą, która porusza i przekształca Twoje przekonania i sposób patrzenia, sprawiając, że umiesz poczuć się bezpiecznie z obfitością.


Dla kogo jest ten kurs?

Dla kobiet, które:

  • często myślą: „nie mogę sobie na to pozwolić” – i nie chodzi tylko o pieniądze,

  • mają w sobie dużo kontroli, skąpstwa dla siebie, a hojności dla innych,

  • nie czują, że „zasługują” – na odpoczynek, radość, piękno, przestrzeń, pieniądze,

  • żyją na wysokich obrotach i nie umieją się nasycić, choć dużo robią i dają z siebie,

  • mają dobre życie… ale brakuje w nim uczucia radości, zabawy, czucia pełni.


Co znajdziesz w programie?

  • 2 spotkania na żywo (Google meet):

    • 6 lipca 2025 (16:00–17:00)

    • 19 lipca 2025 (16:00–17:45)

  • Ćwiczenia transformujące – co 3 dni nowy moduł do samodzielnej pracy, który pomoże Ci:

    • zobaczyć i przełamać wewnętrzne blokady wobec przyjemności i pieniędzy,

    • nauczyć się używać energii pieniądza zamiast go tylko wydawać,

    • poczuć obfitość w ciele, nie tylko w głowie.

  • Lekcje audio – 15–25 minut każde, omawiające kluczowe pojęcia i prowadzące Cię przez proces.

  • Słowniczek pojęć – który dostajesz od razu po zakupie, by pracować w pełnym zrozumieniu.

  • Grupa wsparcia na WhatsAppie – aktywna od 6.07 do końca programu + jeszcze jeden tydzień, z dostępnością prowadzących, abyś nie szła przez proces sama i mogła go później zintegrować oraz była otoczona grupą osób, które pracują nad tym samym celem.


Efekty, jakich możesz się spodziewać

  • Zmienisz relację z pieniędzmi – przestaniesz się ich bać, zatrzymywać, kontrolować.

  • Zaczniesz zauważać, czego naprawdę chcesz, a nie tylko, co „wypada” i „trzeba”.

  • Nauczysz się działać z uczucia pełni i wyboru, a nie z braku.

  • Przestaniesz odkładać przyjemność „na później”, „na kiedyś”, „na wakacje”.

  • Odważysz się czuć więcej – i brać więcej – bez winy.


Harmonogram & dostęp

  • Start natychmiast po zakupie – dostajesz słowniczek + pierwsze ćwiczenie.

  • Grupa startuje 6.07.2025 wraz z pierwszym spotkaniem na żywo.

  • Co 3 dni nowe nagranie i zestaw ćwiczeń.

  • Dostęp do wszystkich materiałów (do pobrania) na czas trwania kursu – możesz je zatrzymać na zawsze, jeśli pobierzesz je w trakcie.


Kto prowadzi?

Kurs współtworzyły:
Blimsien – autorka bestsellerowych książek o sezonowości, ekspertka ajurwedy i czułego życia.
Agnieszka Janczewska – specjalistka od uczuć, pracy z czuciem, transformacją sposobów myślenia.


Cena

  • Cena early bird (do 24.06.2025): 555 zł

  • Cena regularna (do 6.07.2025): 777 zł

  • Płatność jednorazowa lub w raty (przez bank)

  • Po 6.07 sprzedaż zostaje zamknięta


Zapisz się i zacznij najadać się życiem (kilik).

Nie potrzebujesz być gotowa. Potrzebujesz być zmęczona odmawianiem sobie czucia.

Żyjemy w kulturze, w której wydaje się, że kiedy coś nam się nie uda, to jesteśmy porażką, a nie że ponieśliśmy porażkę — mówi mój fryzjer Andrzej i agresywnie cieniuje moją grzywkę.

Myślę o tym dużo. Wszyscy chwalą się sukcesami — udanymi małżeństwami, dziećmi, historią biznesów, które rosną z miesiąca na miesiąc jak przez pączkowanie, wysportowaną sylwetką, ale brakuje normalizacji porażki. Samo słowo — PORAŻKA brzmi tak dojmująco. Jest jak stacja docelowa, chociaż tak naprawdę to tylko część procesu. Z pewnością wiele zależy od naszego wychowania. Złapałam się na tym, rozmawiając któregoś dnia z moim tatą, który ku mojemu zaskoczeniu zakomunikował, że mój wyjazd do Londynu “na zawsze” po to, żebym wróciła miesiąc później, był porażką. Nie poradziłam sobie i musiałam wrócić z podkulonym ogonem.

Zastanowiło mnie to, bo nigdy nie traktowałam tego, jak porażki. Miałam 19 lat, rozkręcającą się firmę w Polsce, byłam zakochana w chłopcu, który został w kraju, nie miałam grosza przy duszy i wiedziałam, że jeśli zostanę w Anglii, będę owszem, dobrze zarabiać, ale ani nigdy nie będę stamtąd, ani nie będzie mnie stać na edukację na miejscu, nie wiedziałam nawet, co chciałabym studiować. Znajdę więc jakieś zajęcie dla imigrantów, które w przeliczeniu na polskie złote będzie płatne tak, że już nigdy nie wrócę do Polski, ani nie znajdę motywacji do tego, żeby zaczynać od najniższej krajowej lub tyrać jako stażystka. Wygłodniała niezależności i pieniędzy marzyłam o dobrych zarobkach zamiast lat pięcia się po drabinie kariery, ale wiedziałam, że w skali lat 10 czy 15 pozostanie w UK będzie dla mnie jak sexworking — coraz trudniej wyjść, z czasem wartość mojej pracy nie będzie rosła ani zaspokajała moich ambicji. Poza tym szybko odkryłam, że przeszkadza mi różnica kulturowa i że nie chcę żyć poza Polską. Z mojej perspektywy wyjazd miał więc same zalety — to, na co przez lata narzekałam i z czego chciałam się wyrwać, okazało się jednak być dobre, potrzebowałam tylko zmienić podejście i lepiej zrozumieć czego chcę i jak zaplanować to w dłuższej perspektywie. Bezcenna dawka wiedzy o sobie. Jak mogłabym traktować to jako porażkę?

Przyjrzałam się jednak, czy myślenie mojego rodzica nie zabarwiło mojego podejścia w innych kwestiach i z przykrością zauważyłam, że tak. Nie otrzymałam w życiu dużego wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, że jeśli spadnę — zawsze ktoś będzie czekał na mnie z rozpiętą siatką i mogę liczyć na pomoc, dlatego po wyprowadzce z domu, każda decyzja wydawała mi się wielka i zapierająca dech w piersiach. Nie miałam żadnych oszczędności, samochodu, stabilnych dochodów, więc głupi błąd w mojej własnej firmie (którą założyłam jako nastolatka i nie miałam pojęcia, co robię!) mógł zaowocować brakiem kasy na czesne w szkole, materiałów do malowania czy rysowania, brakiem na rachunki. Poważna sprawa! No i to zero jedynkowe podejście, że jak powiesz A, to musisz powiedzieć koniecznie B. Chciałabym powiedzieć to nastoletniej sobie i tobie dziś:

Nie musisz być konsekwentna! Konsekwencja nie polega na tym, że jak zdecydujesz się na studia, kurs, sport, którego nie lubisz, albo twój związek jest niewypałem, albo chciałaś mieszkać w Australii, a jednak już nie chcesz, musisz ZAGRYŹĆ ZĘBY I WYTRZYMAĆ.

Kto i kiedy oceni, jak długo musisz siedzieć w relacji, na emigracji, etacie, we własnej firmie, żeby zmiana decyzji nie była porażką? Spektakularną klapą? Poza tym poczucie, że jak zacznę, muszę wytrwać za wszelką cenę i w dodatku, że powinnam od razu robić coś dobrze, żeby nie ponieść porażki, sprawiło, że… po prostu przestałam podejmować inicjatywę. Po co mam próbować, skoro nie będę najlepsza? Skoro będę popełniać błędy? Przez źle pojęta konsekwencję często zbyt długo wytrzymywałam sytuacje, które mi nie służyły, ale jeszcze częściej nie podejmowałam ryzyka, bo traktowałam porażkę czy błąd, jako ocenę siebie. Teraz patrzę na to inaczej. Nadal się oczywiście boję, zwłaszcza że moja praca wymaga ode mnie, żeby wiele z tych porażek miało charakter publiczny, co jest dalekie od komfortu. Dziś jednak widzę błędy i upadki, jako element procesu. W sporcie przewracam się lub nie wychodzi mi coś 9 razy, żeby za 10 zażarło. W firmie miałam inaczej — niemal każde podjęte działanie było sukcesem, co jeszcze bardziej napędzało mój strach przed momentem, kiedy nie uda się — cokolwiek by to miało znaczyć — ktoś będzie niezadowolony, nie zbierze się grupa, oferta przejdzie niezauważona. Ciężko się spada z wysokiego konia, a jednak… najlepiej czułam się w moich procesach, gdy nauczyłam się upadać. To doświadczenie poniesienia porażki i nieoceniania siebie za nią, ale współczującego bycia w bliskości ze sobą nauczyło mnie, że te wyimaginowane upadki nie bolą aż tak i nie są takie straszne, jak mi się wydawało. Nikt nie umiera! Można spróbować ponownie. Co więcej, jeśli chcę coś robić, cokolwiek — potrzebuję próbować, testować, sprawdzać, wycofywać się, wracać, poprawiać i naprawiać. Czasem dwa kroki w tył to nie dramat, tylko rozpęd do dużego susa naprzód! Andrzej zdradził mi, że czesał wielu ludzi biznesu i gwiazdy i że wszyscy oni byli zgodni, co do tego, że jak czegoś chcesz, masz próbować. W najgorszym przypadku usłyszysz „nie” i nic gorszego się nie stanie. To normalne, że nie za każdym razem uda nam się zrealizować nasze zamierzenie, ale nie próbując, mamy 100% pewności, że skazujemy się na porażkę. Może więc odrzucenie, błąd czy fakap trzeba po prostu sobie znormalizować? Nie myli się ten, kto nic nie robi.

Rozplątanie zinternalizowanych przekonań o tym, czym jest porażka i konsekwencja zajęło mi całe lata. Myślę, że nadal je rozplątuję. Nadal uczę się łagodności i cierpliwości do siebie na tej drodze. Bardzo mogła mi w tym Agnieszka Janczewska. Dzięki niej przestałam tak się oceniać i zaczęłam być dla siebie milsza, wtedy kiedy jestem w procesie i kiedy akurat mi nie wychodzi. Po latach wahań chciałabym podzielić się z Tobą szerzej jej metodami pracy, które pomogą Ci milej umeblować swoją głowę w tych zakresach. Możesz kupić cały pakiet spotkań lub pojedyncze spotkanie.

Agnieszka JanczewskaA jeśli chcesz ZA DARMO nauczyć się kochać i akceptować bycie w procesie, zapisz się na mój NEWSLETTER, żeby dostać wejściówkę na spotkanie, jak tylko się pojawi.

W tym roku zaplanowałam dla Ciebie wiele różnorodnych możliwości skorzystania z mojej wiedzy. Poza spotkaniami 1:1 online, których terminy podrzucam zawsze na początku miesiąca w newsletterze dostępne są także inne opcje. 

W MARCU rusza sprzedaż ukochanego kursu już chyba wszystkich, czyli W Twoim Rytmie 🙂 Przez następne 2 miesiące będziemy spotykać się w poniedziałki rano (online), by zadbać o absolutne fundamenty zdrowia. Każda edycja jest trochę inna, jestem w nich z Wami na żywo i zawsze pojawia się nacisk na inny temat. W tym, coś czuję, że będzie to poziom energii, zachcianki i poziom cukru! Zapisy jeszcze nie ruszyły, będę informować o nich przez newsletter. Cena Early Bird to 989 zł a dla osób, które były w poprzednich edycjach i chcą wziąć udział kolejny raz mam wejściówki za 299 zł. Będzie też opcja VIP z konsultacjami 🙂 Jeszcze nie sprzedaję biletów, ale wiem, że lubisz planować swoje wydatki, więc daje znać. Będzie opcja płatności ratalnych, ale poprzez bank, ja nie zajmuję się kredytami 😀

ONLINE – WARSZTATY Z AGNIESZKĄ JANCZEWSKĄ – 6 spotkań po 2 godziny każde. Pierwsza godzina to moja rozmowa z Agnieszką na wzór podcastów, które z nią nagrałam. Druga to pytania i odpowiedzi plus proces kręgowy. Do każdego modułu jest grupa na WhatsApp gdzie możesz zadawać pytania, które nasuną Ci się podczas procesu lub pracy własnej.

Poruszane tematy: Czego chcę dla siebie? Skąd brać energię do życia? Brak bliskości ze sobą. Mechanizm samokarania. Jak zbudować zaufanie do siebie? Twój własny matrix – o sposobach myślenia, które kreują Twój świat.

link do zakupu w cenie EARLY BIRD: BLISKO siebie

Rozmowy z Agnieszką będą przebiegać w podoby sposób, jak w podcaście (kliknij i posłuchaj) – ale będzie miejsce na interakcję (w drugiej godzinie spotkania) i konsultację pracy własnej w grupie na WhatsApp <3

 

majówka

W MAJU razem z Urszulą Dragan organizujemy weekendowe warsztaty na żywo podczas których zajmiemy się tematem łączącym ZDROWIE I URODĘ. Będzie natura, będzie sauna. Będzie nauka automasażu, aromaterapia, a także wykłady o ajurwedzie na temat skóry, zmarszczek i elementów autodiagnozy z twarzy, języka i paznokci. Co uda ci się wyczytać z własnego ciała? Jak możesz z tym pracować? Dowiesz się na miejscu. Formularz zapisu znajdziesz TU (klik) a TU OPIS WYDARZENIA. Spotykamy się niedaleko od Warszawy, żeby było wygodnie i żeby transport nie kosztował wiele (bo większość z Was jest z Mazowieckiego – tak mówią statystyki).

 

 

ajurweda sauna

Jak ajurweda podchodzi do saunowania — pytacie mnie często, więc na wstępie uprzedzę — nie mam dużego doświadczenia w saunowaniu. Do sauny chodzę jak na grzyby, trochę w ramach rozrywki, trochę dla ludzi, trochę dla relaksu, ale nie jest to jedna z moich stałych, niezmiennych praktyk. Opowiem Wam jednak o ajurwedyjskim punkcie widzenia, tak jak ja go rozumiem i jak miałam okazję poznać go poprzez swoich nauczycieli.

Sauna — Dla kogo? Kiedy? Po co?

Jak zawsze zakładamy, że nie każde narzędzie jest dla każdego i nie w każdym czasie. Zastanawiamy się (lub wiemy), jaka jest nasza konstytucja lub z jakimi dolegliwościami się borykamy i dobieramy narzędzia do siebie. Saunowanie przynosi wiele korzyści:

  • rozluźnia mięśnie (w tym mięśnie gładkie jelit, które mogą podlegać bolesnym skurczom lub zaciskać się na skutek zimnych temperatur powodując problemy z załatwianiem się — zwłaszcza jesienią i zimą dla osób o konstytucji vata)
  • ciepło koi vatę i kaphę
  • bóle stawów stają się mniej dotkliwe
  • podczas gdy na zewnątrz jest zimno, ograniczamy aktywności, pocimy się mniej, dlatego sauna pomaga się spocić, dzięki czemu pozbywamy się ama (toksyn), nasza skóra nabiera blasku, przywracamy lepsze krążenie krwi
  • relaksuje

Ja poleciłabym wyjście z założenia, że chcemy praktykować delikatniej, niż możemy. Nie rzucajmy się na ekstrema. Praktykę możemy dostosować pod naszą przodującą doszę. Zwracamy uwagę na zaburzenia. Możemy przyjąć, że sauna raz w tygodniu byłaby dobrą opcją na jesień-zimę.

VATA — skorzysta z sauny, bo ta poprawi krążenie, rozgrzeje ją, ale zbyt długie sesje, zbyt wysoka temperatura może ją wysuszyć i osłabić. Może wypróbować saunę parową. Lepsze będą niższe temperatury, a schłodzenie się nie musi być morsowaniem w przeręblu. Może być tak subtelne, jak stanięcie bosymi stopami na mokrej od rosy trawie, wejście do zimnego jeziora po łydki, chłodny prysznic po. Im mniejsze ekstrema, tym lepiej. Ta dosza szczególnie powinna pamiętać, by wokół saunowania dbać też o odpowiednie nawodnienie (woda z elektrolitami) oraz masaż ciepłym olejem, dla nawilżenia skóry.

 

PITTA — lubi widowiskowe ekstrema, ale dla niej droga środka będzie bezpieczniejsza. Średniej długości sesje, średnio wysoka temperatura i dłuższe okresy schładzania się. Sauna może wspomóc u niej detoksykację i zdrowie skóry, pod warunkiem że nie mówimy o niezrównoważonej doszy pitta, która już cierpi na zaburzenia związane z gorącem, naczynkami, chorobami serca czy stanami zapalnymi skóry. Dbamy o schłodzenie po, również nie musi być to morsowanie. Po pitta mogłaby się napić orzeźwiającej wody kokosowej.

KAPHA — najbardziej skorzysta na saunie, seanse mogą być dłuższe, schładzanie konkretniejsze, temperatura w saunie wyższa. Kapha zwykle ma powolne krążenie, gromadzi wodę i cierpi na nadmiar śluzu, sauna poprawi krążenie i pomoże solidnie się spocić. Można używać narzędzi do masażu, witek, gałązek, a nawet stosować zioła wspierające drenaż jak np.

Czy muszę się schłodzić po saunie?

Ajurweda podobnie jak klasyczne założenie saunowania zakłada, że należy się schłodzić po saunie. Robimy to, by różnica temperatur mogła poprawić krążenie, żeby zamknąć pory skóry, uniknąć przegrzania i nie kumulować nadmiaru ciepła. Schładzanie się po saunie pomaga też na uczucie osłabienia i zawroty głowy. Niech nie korci cię, by skorzystać tylko z ciepła, pomijając chłodzenie — to integralna składowa saunowania.

Sama kiedyś regularnie uczęszczałam na saunę infra red, potem przestałam saunować ze względu na zaburzenie pitta. Mamy współcześnie bardzo wiele narzędzi, które mogą nam służyć. Wybierz swoje ulubione, stosuj je z rozwagą, nie tak jak każe najbardziej doświadczony i hardcorowy kolega w twojej grupie, ale tak, jak sama czujesz, że ci w danym momencie życia służy. Uważam, że przez całe życie zbieramy narzędzia do naszego prywatnego narzędziownika i możemy z powodzeniem je rotować, zależnie od potrzeb, samopoczucia czy sezonu, o czym nieustannie przypominałam w moich książkach o sezonowym życiu Ciepło i Rześko.

Święta to czas radości, ale także wyzwań – rodzinne spotkania, obfite jedzenie, zmiana rytmu dnia, podróże, przygotowania mogą łatwo wytrącić nas z równowagi. W ajurwedzie kluczową rolę odgrywa rozumienie naszych dosz: Vaty, Pitty i Kaphy. Oto jak święta wpływają na różne typy konstytucji i co zrobić, aby czuć się dobrze w tym wyjątkowym czasie.

? A może wolisz słuchać niż czytać? Świetnie się składa. Bardziej zniuansowana opowieść o doszach i świętach czeka na Ciebie w moim podcaście RURKI Z KREMEM (klik). ⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️ Nie zapomnij proszę zostawić mi kompletu gwiazdek. Twoja rekomendacja sprawia, że mogę dotrzeć z podcastem dalej! Dzięki!

vata ajurweda

Jak święta wpływają na Vata doszę?

? Charakterystyka Vaty: Vata to energia ruchu, lekkości i zmienności. Osoby z przewagą Vaty są wrażliwe, kreatywne, ale także łatwo odczuwają niepokój.

Jak święta działają na Vatę?

  • Chaos świątecznych przygotowań i zmiana rutyny mogą powodować u Vaty uczucie przytłoczenia.
  • Podróże i nieregularne posiłki dodatkowo rozregulowują ich delikatny układ nerwowy.
  • Chłodne, zimowe dni potęgują uczucie zimna, które Vatę wytrąca z równowagi.

Co zrobić, aby zachować równowagę?

  • Rutyna: Postaraj się wprowadzić stałe pory posiłków i snu, nawet w trakcie świąt.
  • Ciepło: Ubieraj się ciepło i wybieraj rozgrzewające, łatwostrawne potrawy, takie jak zupy czy dania z przyprawami (imbir, cynamon).
  • Relaks: Znajdź chwilę na praktykę oddechową lub spokojny spacer, aby wyciszyć umysł. Jedziesz na święta? Weź ze sobą kojące olejki eteryczne i małą buteleczkę oleju sezamowego. Masuj stopy przed snem!

? Jak święta wpływają na Pitta doszę?

Charakterystyka Pitty: Pitta to energia ognia i intensywności. Osoby z dominacją Pitty są zorganizowane, ambitne, ale czasem łatwo wpadają w złość.

Jak święta działają na Pittę?

  • Świąteczny stres związany z organizacją i dążenie do perfekcji mogą wywoływać frustrację. Zdejmij nogę z gazu. Świat się nie skończy, obiecuję!
  • Obfite, ciężkostrawne jedzenie (np. smażone potrawy czy alkohol) mogą przeciążać Pittę i powodować dolegliwości trawienne.
  • Kłótnie przy stole mogą podsycać ich ognisty temperament. NIE wchodź w tematy polityczne i ocenianie innych członków rodziny zakładając, że „lepiej mieć relacje niż rację”. Gdy przy stole dyskusja robi się gorąca idź popatrzeć za okno czy jest już pierwsza gwiazdka, przytul psiaka lub zajmij się rozmową z dziećmi 🙂

Co zrobić, aby zachować równowagę?

  • Chłodzenie emocji: Unikaj sytuacji konfliktowych, oddychaj głęboko i znajdź czas na relaksujące aktywności.
  • Umiar w jedzeniu: Wybieraj lekkie potrawy i unikaj zbyt pikantnych czy smażonych dań.
  • Unikaj przegrzania: Spędzaj czas na świeżym powietrzu, aby zrównoważyć nadmiar ognia w organizmie. Co powiesz na rodzinną tradycję wyjścia na spacer do lasu albo zabrania wszystkich na lodowisko?

⛰ Jak święta wpływają na Kapha doszę?

Charakterystyka Kaphy: Kapha to energia stabilności i ciężkości. Osoby z przewagą Kaphy są spokojne, kochające, ale czasem ospałe i skłonne do gromadzenia nadmiaru.

Jak święta działają na Kaphę?

  • Duża ilość jedzenia i brak ruchu sprzyjają uczuciu ciężkości i letargu.
  • Krótkie dni i zimowa aura mogą obniżać poziom energii i nastrój.
  • Tendencja Kaphy do nadmiernego przywiązania może prowadzić do trudności w odpuszczaniu pewnych oczekiwań czy emocji.

Co zrobić, aby zachować równowagę?

  • Ruch: Postaraj się wprowadzić aktywność fizyczną – spacer po świątecznym obiedzie to świetny pomysł. Nie rezygnuj z aktywności, które zwykle kultywujesz. Utrzymaj swój plan treningowy chociaż w wersji minimum.
  • Lekkie jedzenie: Ogranicz słodycze i tłuste potrawy, a zamiast tego sięgaj po warzywa, przyprawy i ciepłe napary (IMBIR!).
  • Mentalne oczyszczanie: Otwórz się na nowości. Pozwól komuś upiec ten sernik po swojemu do cholery! 🙂

 

Takie treści wysyłam newsletterem 🙂 Możesz się na niego zapisać klikając w ten obrazek:

czułe słówka newsletter blimsien

Dlaczego kocham W Twoim Rytmie? Bo nie lubię, kiedy moje dni są pozbawione struktury, kiedy pożar goni pożar, a ja biegam między ASAPami i brakuje mi czasu na oddech. Czuję wtedy, że życie przecieka mi między palcami, że wszystko, co robię, nie ma znaczenia i pod koniec dnia, wiem tylko, że minął, a ja jestem zmęczona.

Lubię mieć chwile mikrozachwytów. Lubię mieć dużo energii i być dobrze wyspana, mieć siłę do działania. Lubię móc cieszyć się z rzeczywistości, którą stworzyłam. Lubię dzielić się swoją energią z moimi bliskimi i o nich dbać, lubię też z pełnym zaangażowaniem poświęcać się swojej pracy. Lubię doceniać, to co mam, ale żeby to, robić potrzebuję mieć napełniony zbiorniczek. I nauczyłam się już, że wypadam z mojego rytmu, a wszystko zaczyna być pilne, ja jestem rozdrażniona, moje ciało jest spięte, albo spuchnięte i właściwie marzę, tylko żeby dokulać się do końca dnia, a jednocześnie wiem też, że następny nie będzie wcale lepszy, bo obudzę się już zmęczona, wyrwana z głębokiego snu, w pośpiechu wybiegnę do biura, obleję się kawą, a życie domowe, które tak kocham, będę postrzegać jako serię uciążliwych obowiązków. No STOP! 

Życie, codzienność to przywilej, a nie uciążliwy obowiązek do odbębnienia. Potrzeba jednak do tego zasobów. Uważności. Wyłączenia automatycznego pędu. Wyspane, najedzone, spokojne popełniamy mniej błędów, mniej się spieszymy, łatwiej nam podejmować decyzje i naprawiać fakapy, jeśli te się pojawią.

góralskie bamboszeJak budować te zasoby? Jak pielęgnować swoją energię? Jak znajdować czas na romantyzowanie życia a przy okazji budować fundament pod zdrowie, odporność, szczupłą sylwetkę i piękno? Właśnie o tym jest kurs W Twoim Rytmie i to są moje powody, dla którego już nie mogę się doczekać, aż znów zaczniemy pracować w grupie! Dwa razy w roku przechodzę ten reset nawyków z Wami, wracam do podstaw, do tego, co kluczowe i co sprawia, że błyszczę. A ponieważ w 2024 z powodu szkoły nie byłam w stanie w pełni wykorzystać edycji wiosennej, na myśl o jesieni napawam się wizją smacznego spanka, wyciszających wieczorów i rześkich, ciemnych poranków tylko dla mnie. Jesteś zdecydowana?

PRZYGOTOWAŁAM AŻ 3 OFERTY — KLIKNIJ I SPRAWDŹ

Został mi 1 bilet VIP, w którym pracujesz ze mną również indywidualnie w 2 konsultacjach (i dostajesz gratis jeden z moich wirtualnych produktów), bilety w cenie early bird, która zmienia się w regularną 29.10.2024 i low ticket dla uczestniczek poprzednich edycji, które ponownie chcą przejść proces grupowy. Jeśli jednak byłaś z nami wiosną 2024 – zajrzyj na grupę, zgodnie z obietnicą masz wstęp za darmo 🙂

A może jeszcze się wahasz albo zastanawiasz, czy to coś dla Ciebie? Jeśli chodzi o pieniądze — możesz wybrać płatność ratalną lub BLIK płacę później. Jeśli o Twoje potrzeby — przygotowałam dla Ciebie ciekawe narzędzie sprawdzające, jak wyglądają Twoje rutyny sezonowe i dobowe. Wystarczy, że zapiszesz się poniżej i dostaniesz ikro e-booka do poczytania i karty pracy do wydruku. Zrób to poniżej i daj mi znać, czy coś Cię zaskoczyło lub zaciekawiło w Twoich obserwacjach:

monday delight blimsien

Nie jestem Bogiem. Jedyna procesja w moim imieniu to skromne święto moich urodzin, a jednak co roku wiosną, czuję, jakby świat świętował, że jestem. Jakbym ja świętowała świat. Jakby wszystko było świętem. Nikt nie musi sypać kwiatów z koszyczka, bo drzewa nie czekają ani na świętych, ani na bóstwa, widząc boski pierwiastek w każdym stworzeniu, sypiąc pod nogi pachnące, delikatne płatki w pijanej ekstazie narodzin nowego. A może wcale nie, może nigdy nie chodziło o nas, o stworzenie, o boski pierwiastek. Może po prostu drzewa połechtane miło ciepłą temperaturą, głaskane złotym słońcem po zgrubiałej korze, chcą z radości, z bezwstydnej przyjemności bycia żywym rozebrać się ze swoich koronkowych, delikatnych sukienek? Robią striptease i zrzucają po kawałeczku różowe, białe i bladoróżowe wdzianka. Magnolie duże jak łuski po pociskach płatki, owocowe drzewka subtelne, okrągłe roślinne confetti. Wszystko to wiruje pod nogami, przed oczami, a nawet po zaciśnięciu powiek, słodkim zapachem wciska się do nosa.

Nie da się być smutnym i obojętnym wiosną. Próbowałam. Zostałam obezwładniona jej urokiem, siłą życia, która przebija przez świeżo wylane asfaltowe alejki. Mądrością pestek, które przeleżały bezwładnie całą końcówkę lata, jesień i zimę wpadając w moją skrzynkę z ziołami a teraz wiedzione jakąś pierwotną mądrością, zakodowaną przez najwspanialszego z deweloperów rosną, wypuszczają liście, robią się silne. Próbowałam, ale nawet moje ciało tej wiosny się zmieniło, rozpromieniło, zakwitło. Gotowe na przyjemność słońca, wiatru na skórze i dodatnich temperatur. 

Nie jestem bogiem, ani nawet nikim ważnym, a jak co roku zostałam zaproszona do celebracji tego święta życia. Zmartwychwstałam razem z Chrystusem, mimo że nie ma mnie w żadnej z Ewangelii. 

Po prostu jestem i mnie to zachwyca.


Delight to zbiór esejów autorstwa J.B. Priestleya, które powstawały w 1949 roku w nieciekawej, brytyjskiej, powojennej rzeczywistości. Pomysł ten zrecyklingowała Hannah Jasne Parkinson, której książką Drobne Przyjemności zostałam obdarowana i… o ile pomysł mnie zachwycił, o tyle wrażliwością językową i sposobem odczuwania świata znacząco się od autorki różnię. Zainspirowana, postanowiłam jednak zapoczątkować serię poniedziałkowych wpisów na temat małych zachwytów, do której mam nadzieję i Wy się przyłączycie, kiwając ze zrozumieniem głowami lub wymieniając w komentarzu własne zachwyty z minionego tygodnia. Wierzę, że ustawienie rejestru na małe cuda codzienności może przynieść wiele ulgi i napawać nadzieją w postcovidowym świecie, w którym inflacja i wojna spędzają wielu sen z powiek. Odczarujmy razem poniedziałki naszymi mikrozachwytami! Do usłyszenia za tydzień.




zdrowe nawyki

Bardzo często próbujemy wprowadzić duże zmiany w swoim życiu, całkiem nie doceniając mocy małych zdrowych nawyków, które są właściwie samograjem. Dziś chcę ci zaproponować właśnie przemyślenie, co możesz zmienić, by nie poczuć, że to cię w jakikolwiek sposób obciąża lub wymaga twojej uwagi. Ten tekst zainspirowany jest prywatną rozmową, w której tłumaczyłam komuś, dlaczego długo wybieram pewne rzeczy, mimo że „przecież i tak wszystko nas truje”. Tak, nie mam wpływu na spaliny, dziurę ozonową, farbę, którą wymalowali moją klatkę czy jeszcze coś innego, dlatego wybieram ograniczyć wpływy przedmiotów, które ja sama wybieram i które służą mi każdego dnia, często wielokrotnie, przez lata, kumulując efekt. O tym, jak dużą zmianę może dać mały nawyk, przekonałam się np. jedząc konkretny produkt przez kilka dni z rzędu i notując swoje spostrzeżenia. I tak rzodkiewka, która pierwszego dnia miała świetny wpływ na moje ciało, dnia trzeciego spowodowała wysypkę i objawy zbytniego gorąca w ciele. Dawka czyni lekarstwo trucizną, czyż nie?

MOJE POMYSŁY NA MAŁE ZMIANY NAWYKÓW

Jeśli możesz poprawić swój dobrostan niemal niezauważalnym wysiłkiem, dlaczego tego nie zrobić? Może moja lista pomysłów na zdrowe nawyki będzie dla Ciebie inspirująca:

  • zamieniłam kranówkę na dzbanek z filtrem, być może nie jest to rozwiązanie idealne (bo plastik), ale prawdopodobnie lepsze dla hormonów
  • sukcesywnie pozbywam się patelni typu non-stick na takie ze stali nierdzewnej. Niestety każde zarysowanie czy uszkodzenie patelni sprawia, że powłoka może przedostawać się do organizmu. Nawet drobne rysy na tefalu oznaczają, że czas wymienić patelnię. Dlatego zainteresowałam się naczyniami bez powłoki.
  • wymieniłam czajnik z plastikowymi elementami na taki, w którym gotująca się woda nie ma styczności z plastikiem
  • staram się częściej pić herbaty sypane niż w jednorazowych torebkach
  • nauczyłam się gotować ryż i kaszę bez plastikowych woreczków (kliknij tu, nauczę cię też)
  • przestałam używać w domu odświeżaczy do powietrza o sztucznych aromatach (używam głównie olejków eterycznych i naturalnych świec i kadzideł, ale też w niewielkich ilościach)
  • przestałam kupować oleje roślinne w supermarketach (oleje roślinne, które szybko jełczeją i utleniają, stają się dla nas bardzo szkodliwe, dlatego wybieram oleje Olini — świeżo wyciskane, pakowane w ciemne szkło, dostarczane w sposób, który chroni je przed temperaturą), dbam o ich termin przydatności. Z kodem blimsien10 masz zawsze -10% na wszystkie produkty marki Olini | współpraca reklamowa
  • przestałam stosować tampony (pochłaniają wilgoć, nie tylko płyn menstruacyjny, co naraża nas na infekcje i nie jest optymalne dla ciała). Eko podpaski używam na zmianę z majtkami menstruacyjnymi (ja polecam te marki Ora).
  • dołożyłam do nawyku mycia zębów nawyk czyszczenia języka.
  • stopniowo wymieniam ubrania sportowe, które bezpośrednio przylegają do skóry na takie z materiałów naturalnych. Ta zmiana zajęła mi długo, bo nie mogłam trafić na takie, które mi pasowały i activewear sprawdzał mi się lepiej. Teraz używam od kilku miesięcy bardzo regularnie bambusowych szortów i topu z Breath Clothing i sprawdzają mi się super. Ograniczam też poliester i poliamid w mojej szafie (zwłaszcza gdy kupuję nowe ubranie).
  • korzystam z wielorazowych termosów i szklanej butelki na wodę, zamiast brać kawę w kubku na wynos czy pić wodę w plastiku.
  • kiedy mogę, kupuję produkty typu strączki czy passata w szkle, a nie puszce (łatwo je kupić w Biedronce lub Lidlu).
  • częściej piję kawę z french pressa zamiast kawiarki (moja jest zrobiona z aluminium)
  • zamiast poduszki z poliestrowym wypełnieniem, wybieram poduszkę z łuską gryki (więcej info tu).

To proste zmiany, które wymagały być może pewnego researchu na początku, ale teraz po prostu każdego dnia składają się na skumulowany efekt. Piję przynajmniej 5 herbat dziennie, przynajmniej 1 kawę, śpię całą noc na naturalnej poduszce, zminimalizowałam toksyny środowiskowe w moim myszkanku, nie jem nieświeżych i zjełczałych tłuszczy, unikam mikroplastiku i poza pierwszym wysiłkiem nic mnie te zmiany nie kosztują. Są całkowicie bezmyślne, samoobsługowe i lekkie.

Czekam na Twoje pomysły takich zmian w komentarzu. Zainspirujmy się wzajemnie 🙂




 

Wracam do Was z Portugalii z głową pełną wrażeń i rozkmin. Zanim je wszystkie rozpakuję, przejrzę i ułożę w spójną całość, już będę prowadzić warsztaty w Tucznie (mamy jeszcze 2 miejsca, widzimy się w piątek, jeśli chcesz dołączyć, sprawdź szczegóły tu: wyjazd ajurwedyjski ceramiczny). Pozwalam sobie zatem napisać na razie jeden list, do którego zainspirowała mnie dziś nasza wymiana na instastories.

PODEJŚCIE DO CHOROBY — MEDYCYNA ZACHODU A AJURWEDA

Napisałam tam, że ajurweda jest w tym lepsza od medycyny zachodu, że jest medycyną stylu życia. Świetna w zapobieganiu i w stwarzaniu warunków tak do utrzymania zdrowia, jak i zdrowienia. Co wcale nie oznacza, że wyklucza się z medycyną interwencyjną lub przerasta ją w każdej dziedzinie, mogą przecież czasem iść pod rękę, a czasem medycyna interwencyjna będzie skuteczniejsza.

Daleka jestem od wierzenia w obietnice (i składają je tylko nierozsądni ludzie), że ajurweda jest odpowiedzią na wszystko, w tym raka trzustki w ostatnim stadium. Życie jest złożone, nieprzewidywalne i trudne. Czasami jesteśmy bezradni. Czasami jedyne, co możemy zrobić, to przedłużyć sobie życie, wzmocnić się, zmniejszyć nasze cierpienie. Ajurweda w swoim podejściu różni się od medycyny zachodu pytaniem, jakie sobie stawia w kontekście zdrowia czy też choroby.

Medycyna zachodnia pyta raczej o to, jaki patogen wywołał chorobę i czym go zabić. Jeśli to guz, chcemy go zbadać i wyciąć. Jeśli to wirus czy bakteria chcemy je pokonać poprzez zniszczenie ich.

Ajurweda pyta raczej, jakie warunki doprowadziły do tego, że się zachorowaliśmy (psychicznie czy fizycznie). Co sprawiło, że z całego samolotu ludzi, zachorowała ta jedna osoba (akurat ja, lecąca na workation)? Oczywiście, osłabiony układ immunologiczny. Jasne. Ale co było wcześniej? Co osłabiło mój układ immunologiczny? Co sprawiło, że właśnie ja zachorowałam? Że wirus, z którym każdy miał styczność, dopadł akurat mnie? W przyczynie znajduje się klucz. Akurat ja, jak i wiele przede mną, padłam typowemu rozchorowaniu się z wycieńczenia. Przed wyjazdem pracowałam bardzo ciężko, podczas wyjazdu miałam sprzedać najważniejszego kursu, który robię (W Twoim Rytmie — nadal możesz się zapisać!), po przylocie do Polski wiedziałam, że mam multum zobowiązań zawodowych i że muszę być w gotowości. Potem była noc w samolocie, potem hostel pełen ludzi, mało snu, potem upał i snucie się po Lizbonie, aż wreszcie lodowaty od klimy autobus mknący godzinami przez Portugalię. Kiedy tylko dotarłam do domu moich znajomych rozchorowałam się. Stres puścił. Ciało chwilowo się poddało. Przeziębienie na urlopie czy podczas czasu odpoczynku to klasyk. Doświadczyłam tego też w skali makro, gdy po doświadczeniu traumy moje ciało nie chorowało, ale gdy znalazłam się w bezpiecznym związku, miało przestrzeń, by totalnie się rozsypać.

W takich przypadkach pomysł na naprawę zaburzenia kryje się w przyczynie. Mniej vaty. Regularne posiłki. Brak klimy. Ciepło. Trochę więcej spokoju. Moje przeziębienie było przede wszystkim spowodowane wyczerpaniem zasobów i brakiem miejsca na regulację. Gdy tylko miejsce się pojawiło, ciało sobie odbiło z nawiązką.

CZY NA DEPRESJĘ NAJLEPIEJ POMOŻE BIEGANIE I WYJŚCIE DO LUDZI?

Podobnie możemy pomyśleć o depresji. To kontrowersyjny temat, ale tak, według ajurwedy przynajmniej część osób zachoruje na depresję, bo… za mało się rusza, nie chodzi pobiegać, nie zmusza się do wyjścia do ludzi i aktywności (za dużo kapha!). To nie oznacza, że depresja nie jest poważną chorobą, którą należy bagatelizować. Jeśli leżysz w ciemnym pokoju i nie jesz od dni, nie myjesz się i ledwo egzystujesz, raczej nie pójdziesz pobiegać, na siłownię i pośmiać się ze znajomymi, nawet gdy ludzie dookoła mówią: weź się w garść, popraktykuj może wdzięczność, inni mają gorzej! Jednak możesz zauważyć, że pokazuje nam to drogę prewencji. Zanim zachorujesz na depresję i stracisz chęć życia, możesz być może wyczuć obezwładniający marazm, niechęć i stopniowe wycofywanie się ze świata. To jest czas, by redukować stan kapha aktywnością. Tak, psychiatra również ci powie, że śmiesz w gronie ludzi, których lubisz, wsparcie społeczne, przebywanie w naturze czy sport pomagają radzić sobie z poziomami stresu.

Możesz jednak przesunąć się w stan depresji z powodu braku zasobów. Ciągły stres, presja, bezsenność, przepracowanie, problemy finansowe, przemoc, dwa etaty, rosnąca rata kredytu mogą finalnie dać ci poczucie, że świat jest tak niebezpieczny, że czas się z niego wycofać. Bardzo ciekawie opisuje mechanizm wpływu przewlekłego stresu i wyczerpania Anders Hansen w książce Wyloguj swój mózg. Jak zadbać o swój mózg w dobie nowych technologii. Akurat czytałam ją w samolocie i bardzo ci ją polecam. Uważam, że świetnie obrazuje, jak możemy zachorować z nadmiaru lub z wycieńczenia. Jedna diagnoza — różne sposoby radzenia sobie z chorobą, tak widziałaby to ajurweda. Dobre wskazówki jak zapobiegać oraz jak leczyć. A ponieważ można być w okropnym stanie i mieć myśli samobójcze, nie ma w takich okolicznościach może szansy na medycynę stylu życia, nikt nie mówi, że terapia oraz psychiatria (być może wspomagane lekami) nie miałyby pomóc. Po prostu same leki nie są odpowiedzią, bo często nie adresują przyczyny. O tym jednak oczywiście lepiej porozmawiać ze swoim lekarzem. Nie silę się tu na medyczne porady.

NIE CZEKAJ NA NAUKOWCÓW.

Cały ciąg myślowy wziął się stąd, że obserwuję ostatnio, jak bardzo skupione na EBM i wyśmiewające cokolwiek, co podchodzi pod medycynę spoza głównego nurtu osoby nagle eksponują się na światło o poranku za radą neuronaukowca Andrew Hubermana. Uwielbiam podcasty Hubermana, ale nie uwielbiam czołobitnego podejścia do nauki. Z zaciekawieniem przyglądam się zatem, jak osoby obśmiewające sezonowe zmiany w dicie, diety alkalizujące i inne tego typu tematy, nagle stają się gorliwymi wyznawczyniami czy wyznawcami rytuałów i sposobów na dietę pochodzącymi z ajurwedy, sprzed badań na Uniwersytecie Stanford. 

Myślę, że możemy zaufać sobie i naszym odczuciom, by tworzyć sobie dobre środowisko życia. Myślę, że im jest ono prostsze i bardziej pozbawione cywilizacyjnych wygód, tym lepiej. Nasze mózgi wcale nie ewoluowały tak szybko, by nadążyć za rewolucją ostatnich 200 lat. Nie trzeba czekać na badania, by chodzić boso po ziemi, by wypoczywać w lesie (mało fancy nazwa: chodzenie na grzyby, bardzo fancy nazwa: mindfulness czy też kąpiele leśne), by śpiewać i mruczeć, nudzić się, gapić bez sensu na liście (medytacja), przeciągać ciało, zobaczyć, że różnorodne wzorce ruchowe są lepsze niż nieustannie powtarzalne sekwencje. Nie trzeba czasem komplikować prostych spraw — wystawianie się na słońce, na światło księżyca, na świeże powietrze, dużo spontanicznego ruchu, brak podjadania to proste sprawy, które razem składają się na środowisko, które nasze ciało rozumie i które temu ciału sprzyja. To wcale nie oznacza, że nauka nie jest ważna czy warta śledzenia, ani że ajurweda nigdy się nie myli. Wcale nie czuję, że fascynacja ajurwedą ma w jakikolwiek sposób dyskredytować naukę i medycynę zachodnią. Dla mnie to po prostu przyczyna refleksji nad tym, jakie warunki życia sobie zapewniam. Co mi sprzyja? Co mnie wzmacnia? Po czym czuję się lepiej? Co jest łatwiejsze, ale może nie do końca korzystne z różnych powodów? Co wymaga więcej wysiłku, ale przynosi więcej korzyści?

O dobrej codzienności i sprzyjającym środowisku będę edukować w kursie W Twoim Rytmie. O tych prostych sprawach właśnie. Jak rozumieć sygnały z ciała? Jak rozplątać cywilizacyjną zamotkę? Potrzebujesz czegoś dodać czy coś zredukować? Co możesz uprościć? W jakiej sekwencji to poukładać? To jest moja baza. To jest wiedza, która zmieniła w moim życiu tak wiele i tak bardzo ekscytuję się, że mogę się nią dzielić. To w końcu wiedza… o której często zapominam. Świat, praca, obowiązki i własne uwarunkowania nie odpuszczają. A jednak możemy co pół roku spotkać się w gronie podobnie myślących osób, by układać naszą codzienność w środowisko, które jest odżywcze.

Bardzo się na to cieszę! 









.